- Nie znam jeszcze takich zaklęć - odparł, jakby nie załapał błyskotliwego żartu Adasia. Ruszyli. Zeleris szedł pierwszy, przed Adamusem. Torował drogę, przecierał szlaki i zwyczajnie roztrącał ludzi. Co prawda większość ludzi sama ustępowała mu drogi. Nikt nie chciał wpaść na coś, co przypominało połączenie smoka, demona i człowieka. Zelerisowi oczywiście bardzo to odpowiadało. W swym chorym zadufaniu w sobie, lubił to uczucie przewagi nad motłochem. W końcu dotarli jednak do drzwi. Tam dracon się zatrzymał. Złapał za klamkę i otworzył drzwi. Zlustrował wnętrze, węsząc zagrożeń. A co, ochroniarz w końcu! Gdy stwierdził, że wewnątrz nie czyhają wściekłe babcie i koty, przepuścił Adasia.