Sołtys wygonił z karczmy resztę chłopów, tłumacząc że tu sprawy wagi państwowej omawiane będą. Aragorn nie reagował bo wszak sensu nie było. Karczmarz podał każdemu piwo, miejscowy trunek był słaby ale lepszy od szczyn jakie mieli na podgrodziu stolicy. Ziemowit słuchał z uwagą planów barona, wpatrywał się w mapy, opisywał okolice, każde drzewo, krzak, zagajnik, dół i tak dalej aż do mostu. Tylko jedno mu nie pasowało...
- ...Po żniwach!
- Nie mamy tyle czasu. Skomentował Aragorn.
- To tylko tydzień, potem róbcie z polami co chcecie.
- Tydzień zwłoki na wojnie? To samobójstwo, Kher nie będzie czekał tygodnia. Kto wie czy już nie atakuje choćby stolicy. Wiem że nie idzie mu dobrze, z Ekkerund wyszło 80 tysięcy krasnoludów. Wkurwili się po nie udanym ataku... Podobno oblegają jakiś zameczek w Larkos. Kher podzielił armię, ich główny atak idzie tutaj. Nie macie wyjścia, zapasy dostaniecie przecież. Zapłatę też.
- Nie zmienie zdan...
- Noż kurwa mać! Dracon grzmotnął pięścią w stół aż zadzwoniło. - Dev, albo wy panie Strycel, przetłumaczcie mu że prosze po dobroci, i nie chce wydawać rozkazu i użyć siły.