Rano... wszyscy wstali rześcy jak skowronki. Krasnoludy co prawda spały na siedząco z mordami w talerzach, więc za pięknie po przebudzeniu nie wyglądali. Garir po śniadaniu wyszedł obmyć mordę w wiadrze stojącym przy studni w obejściu karczmy. Zaciągnął sie chłodnym, rześkim, jesiennym powietrzem. Pewnie będą jęczeć że im zimno. Kurwa. Pomyślał gdy poprawiał pasek na którym wisiała lekko zużyta kusza. ÂŻe też przepiłem "Rozpruwacza"... Naszło go wspomnienie o rodzinnym toporku. W tym samym czasie z karczmy wyłonił się Yarpen, Torral i Cedric, wszyscy wyekwipowani jak by szli na wojnę. Generał rzucił krótkie "cześć". Sekundę później z charakterystycznym "puf" zjawił sie Milten.
Ciekawym wielce jak nasz wszechwiedzący-gówno o magii wiedzący wąpierz, ma zamiar z nami iść? Owszem, jest pochmurno i będzie lać ale to mu nie pomorze. Spytał elf, a krasnale ryknęły śmiechem.
Nie wiem. I szczerze przyznam, mam to aep arse. Oparł rzeczowo Garir