//:W imieniu Aragorna i za jego pozwoleniem daje niewielkie sprostowanie. Pokonaliśmy około 18 km w ciągu całego dnia wędrówki.
Droga mijała powoli, ale kto by się dziwił w końcu szliśmy pieszo, a do tego część podróżnych była mocno obładowana.. Ale jakoś się wlekliśmy dalej. Kiedy zaczynało zmierzchać, krasnal wydał rozkaz rozbicia obozu. Postanowiłem przydać się do czegoś, więc ruszyłem w las nazbierać chrustu na ogniska. Nim wszedłem do lasu, zwinąłem z naszych pakunków jedną z krótszych lin. Kiedy tylko wszedłem w głębszą część lasu, rozłożyłem linę na długość, miała z dobre trzy metry. Po czym zacząłem zbierać co grubsze gałęzie. W ręce mi wpadały wszelkiej maści gałęzi z połamanych okolicznych drzew. Wybierałem z nich co bardziej suche aby dobrze nam się ogniska paliły, oraz układałem je prostopadle do ułożonej liny. Po jakiś dobrych dwudziestu minutach moja kupka gałęzi była już pokaźnych rozmiarów. Chwyciłem oba końce liny, związałem bardzo mocno ogromną kupę gałęzi, po czym przerzuciłem przez plecy. Obładowany już wspomnianą ogromną kupą gałęzi wróciłem do rozkładanego już obozu. W oddali ujrzałem pracującego Yarpena, widząc że niby pracuje, choć bardziej się opierdziela. zawołałem z nutką ironi w głosie:
-Ociec zarzuć czymś do picia bo od roboty w gardle sucho.