Ten jednak martwił się, choć i to uczucie przeminęło, jak przemija silny wiatr, który porusza drzewami. Umysł jego objął teraz znowu podziwianie natury. Wyjechał z miasta chyba bezpiecznie, więc znowu jął podziwiać przyrodę. Miało to swoje zalety, gdyż właśnie dzięki temu czas szybciej mijał, a droga była daleka. Pogłaskał konia po grzywie i przemówił do niego czule. Znalazł sobie towarzysza do rozmów!
- Nie sądzisz, drogi wierzchowcu, że misję przydzielono nam ciekawą? Zaprawdę może być nie tylko ciekawie, ale i niebezpiecznie! Miecz znów przyjdzie mi w krwi wrogów zamaczać, ach, wielka to strata! Ale powiem Ci jedno, wspaniałym jesteś towarzyszem wyprawy! Szanuję bardzo konie, drogi koniu. - mówił jakoby pijany. Koń zaś swoim zwyczajem milczał i co najwyżej puszczał gazy. Istedd zapeszył się nieco i jął milczeć.