Konrad popatrzył chwilę na nieznajomych. Po chwili ruszył na pierwszego z bandytów. W biegu dobył ostrza, a gdy podbiegł do bandyty wykonał szybkie cięcie od góry do dołu rozcinając klatkę piersiową nieprzyjaciela. Następnie odskoczył w tył i spojrzał na swoje już ubrudzone krwią ostrze. Widział krew. W jego oczach pojawiła się rządza zabijania. Nabrał pewności siebie. Poczuł wielką siłę, która jakby znikąd pojawiła się w jego ciele. Uśmiechnął się okrutnie, niczym demon, który pastwi się nad swoją ofiarą i nie daje jej chwili wytchnienia. Był szczęśliwy. Po tym, jak strażnicy bezczelnie go rozbroili i wtrącili do lochu, miał ochotę pomścić swoje krzywdy. Nie obchodziło go to, na kim się wyżyje. Równie dobrze mógłby to być strażnik, co bandyta. Bez wachania ruszył na kolejnego oponenta. Podbiegł do niego, wytrącił mu broń, po czym przebił jego klatkę piersiową mieczem. Gdy zobaczył ostatniego nieprzyjaciela, który próbował na niego zaszarżować, natychmiast odskoczył do tyłu wykonując przy okazji obrót w powietrzu. Następnie powrotnie dobiegł do swej ofiary i przy pomocy swego ostrza, najazywaczajniej w świecie rozłamał jej miecz na pół, po czym ponownie odskoczył w tył. Znajdował się teraz około pięciu metrów od przeciwnika. Młodzieniec chwycił miecz mocniej, przymknął lewe oko i... Zabójczy miecz poleciał w kierunku praktycznie bezbronnego bandyty, który nie zdążył nawet dobyć jakiejkolwiek innej broni. Martwe ciało, z wbitym w brzuch mieczem padło na ziemię. Artin podbiegł do niego i wyjął z truchła swą broń.
-Posprzątane.- powiedział do swego kompana wyraźnie szczęśliwy z tego, czego przed chwilą dokonał. Po tych słowach ruszył dalej w głąb korytarza.