- Zostańcie tutaj - niemal warknął mag, widząc że Adamus ma chęć ruszyć za nim. - Zaraz wrócę. A jeśli nie, to poczekajcie chwile dłużej - odszedł kilka kroków, patrząc na jaskinię. Stojąc nieruchomo zamknął oczy, czego nie widzieli pozostali członkowie drużyny, z racji, że był odwrócony do nich plecami. Arcymag Lindangol skupiał się na pobraniu odpowiedniej ilości mocy i przekształceniu jej w wymaganą formę. Właściwie miał przekształcić sam siebie. Reszta obecnych, szczególnie ci, którzy mieli czulszy słuch, usłyszeli cichy szept.
- Elishashqihu - głos maga był niczym powiew wiatru, którym za chwilę Dracon miał się stać. Na oczach drużyny Zeleris po prostu rozpłynął się w powietrzu. Stopił się z nim. Stał się częścią tego żywiołu. Będąc już niewidzialnym, jako powiew wiatru, pomknął ku grocie.