Ergard zwrócił się ku kompanowi, uśmiechnął się również i uścisnął dłoń. Diomedes był jedną z nielicznych person w całym Bractwie, jakie znał, darzył szacunkiem i po prostu lubił. Być może dlatego, że znał tutaj jeszcze niewielu.
- Zgadza się, zgadza. Wpadliśmy w niezłe gówno, o ile nie coś gorszego. Szczęściem, udało nam się wyswobodzić, bo nas w niewolę wzięli. Szczęściem, powiadam, że nam los spisał. Zeyfar ciął ich chamskie ciała, ja tyły, słuszną sprawą osłaniałem, aby męstwa swego nie wywyższać dodam, iż miecz, który mi skradli, a na plecach teraz mi przewieszony jeden z nich sobie przywdział, a kiedyśmy go przeszukiwali odzyskałem go. Powiadam, bezmózgie to plemię naszych oponentów. - rzekł głosem wielce poważnym, co jednak złudnym było, kiedy znać przyszło poczciwego pijaczynę.
- Zeyfar z nami wybiera się także, o ile czytać potrafię i bukw nie zapomniałem. Kompanija, przezacna na okazję tą się zebrała, trzeba będzie to opić, mości Diomedesie.