Kiedy wraz z kompanami dotarł na miejsce bankietu także zachowywał wielkie milczenie. Niepewnie czuł się z mieczem na plecach, wśród tak sielankowej gromady gówniarstwa, które o mało co nie roztrąciło ich "szyków" biegając, radując się nie wiadomo z czego i krzycząc gorzej niż kobieta podczas... obdzierania ze skóry? Klarowne to porównanie. Słysząc pytanie Diomedesa gotowy był już przyjacielsko go zripostować, ale wyprzedził go mauren. Lekko nie dowierzał powodowi "wywołania grozy". W końcu czego tu się bać? Nigdzie nie było krasnoludzich chłopów, które zamachiwały się na cnotę zawsze bogobojnych i cnotliwych mężczyzn, by potem wykastrować ich i wykorzystać... to do ugotowania zupy z "niespodzianką". Wzdrygnął się na samą myśl o tym, jakże rzeczywistym koszmarze. Kiedy kompan usiadł w oczekiwaniu na otwarcie, pijaczyna oparł się plecami o ścianę domostwa.
- Tematy zawsze znajdą się po napiciu się, druhu. To podstawy wszelkiego stworzenia, alkohol wszak nie tylko język rozwidla do rozmowy i umysł ożywia, ale i sprawia druhów sobie od razu bliższych i bardziej siebie znajomych. Po cholerę mi wszak mówić o swoich lękach, skoro ktoś mógłby je wykorzystać? Ale powód jest, albowiem lęki swe przezwyciężać trzeba, takoż ja sobie przy pasowaniu obiecałem. - powiedział biegle nawet bez jakichkolwiek z akcencie fragmentów mowy pijackiej.
- Boję się orków. Plemię to paskudne, silne, barbarzyńskie i zwierzęce. Nie słyszałem więcej, chociaż widziałem jedno takie bydlę kiedyś. Zgroza mnie obległa, bo młody byłem. Obawy mam też proste, że napoi zacnych zabraknie na świecie i umierać poczną przez to ludzie znaczni godnościami, jak i łyki pospolite. - mówił idąc za nimi ignorując obecność służki. Nagle zoczył, jak Diomedes sięga po truciznę! Wino wszak nie można było nazwać trunkiem godnym, a jedynie nobilitowaną wodą doprawioną latoroślą, która nie z błogosławionej ziemi, ale na przeklętych patykach wznosi się ku niebu, jako czort jakowyś. Z obrzydzeniem nie przyjął owego napoju, mimo zachęty miną kelnera. Wolał prędzej wychędożyć tabor krasnoludzkich dziewic. Tylko takich mniej puszystych i brzydkich.
- Racyja, racyja, napić się trzeba czegoś porządnego. Usiadł przy nim i nie zauważył, że ten polewa mu wina.