- Jacy tam specjaliści? - zaśmiał się rubasznie i hucznie, jak cały obóz najemników po zwycięskiej bitwie. Doprawdy, ale nawet on, jako młodzik świetnie się takim orężem posługiwał, po teorii, za co łapać, jak rozkręcić się i kiedy puścić, aby broń poleciała w obranym kierunku. Kolejna część wypowiedzi jego kompana jednak zaciekawiła go zdecydowanie bardziej.
- Wardyna... Doprawdy, dziwna nazwa. Słyszałem o rohatynie, ale o takim cudzie, jakim powiadasz nie. Wyobrazić sobie nawet trudno i dziw bierze, jakie to instrumenta jako oręż służą.
- Z pewnością. Im broń dziwniejsza, tym bardziej niespodziewana i zabójcza dla wroga, w chili jego zagapienia się zdziwieniem jej zawiłości. Taki też ten łańcuch. Kiedyś, wprawnie takim się posługiwać umiałem, choć to proste jest, jak cepem machanie. Nawet tarcza nie zdzierży, chociaż wytrzyma. Jak huknie, powiadam ci, mości Zeyfarze, to wgniecie się i takiego opancerzonego woja w rękę zaboli, a o ile rzuci się nie z siłą pełną. Raz tak, jeden z kompaniji naszej cisnął mi, podczas postoju, kiedym tarczą się przed tym bronił, że o mało mi palców nie zmiażdżyło. Siłę trza mieć w ramieniu, a finezji zero. - zaśmiał się ponownie.