- Dopiję tylko piwo. Zmęczony jestem i trza wstać jutro o porze wczesnej. - powiedział sam do siebie. Wstawanie rano nie było dla niego nigdy wielkim problemem. Przystosował się do tego właśnie w krasnoludzkiej kompaniji, kiedy każdy musiał spać mało, a wypoczywać tym wiele. Napił się piwa. Nie było najlepsze, ani też najgorsze. Było dość przeciętne i mało pieniste, co jednak nie przeszkodziło mu wypić wszystkiego i ostawić sporą ilość piany na wąsach i brodzie. Gdy major udał się do pokoju, skrzętnie zaopiekował się jego kuflem. Działał wedle zasady "nic nie może się zmarnować" i dopił trunek dowódcy. Wszak był to jedyny ratunek dla tego słodkiego napoju! Niespodzianie, karczmarz zadał mu pytanie. Adaven spojrzał na niego, otarł rękawem usta i powstrzymał na ścianie pięści beknięcie.
- Ano, chyba można, mości dobrodzieju. Mamy udać się w tamte strony i obaczyć, okiem zerknąć, na zebrane tam oddziały. Nieco tam pobyć, zoczyć to i tamto, potem zaś wrócić i zameldować. Słowy innymi, mości karczmarzu, zmierzamy tam z celem dość prostym, a zarazem ważnym - insypekcyją. - z trudem lekkim burknął moczymorda. Ziewnął, okazując teatralnie znak tego, że głowa mu ciężką się staje.
- A napomnijcie nieco, o tej bitwie, coście mówili. Wielce ciekawy ten temat. Skąd informacyje takie, karczmarzu drogi? Widzieliście, czyście słyszeli pogłoski? - zapytał.