Altair teraz zwalił z siebie cielsko stwora, a ledwie podniósł swoje własne, by sięgnąć miecza. Jako, że na świecie w którym przyszło mu żyć nic nigdy nie idzie do końca po myśli, ułamek sekundy wcześniej usłyszał warknięcie, a w kolejny ułamek sekundy - powietrze przedarł wrzask Altaira. Jednak nie wściekłości, którą miał zwyczaj wyrażać, a raczej rozpaczy i frustracji. Nie miał w dłoni ani miecza, ani swego sztyletu, a ubiór, razem z zewnętrzną warstwą skóry ustąpiły niestety pod ostrymi pazurami bestii. Przeturlał się wojownik kilka metrów, klnąc w narastającym gniewie. Wstał na ugiętych nogach, bestia stała naprzeciw niego. Kilka susów poprzedziło szybkie, równoległe do ziemi uderzenie wilkołaczego ramienia. Chybienie poprzedził szybki unik Altaira, który nauczywszy się technik akrobatycznych wykonał kozła pod ramieniem bestii. Teraz, gdy bestia poszła za siłą uderzenia, odsłoniła dolne kończyny, a szczególnie interesującym punktem był staw kolanowy. Altair wyprowadził potężne kopnięcie tak, by trafić ów staw z boku. Przeraźliwy wizgot wilkołaka poprzedził chrzęst jego kości. Zadowolony ze swego dzieła wojownik nie opuścił nogi i natychmiast po tym kopnął bestię w udo, zwalając je na kolana. Nie tracił czasu, ruszył po swój miecz, łuk, i sztylet. Zawinął się szybko niczym kieszonkowiec. Zanim jednak zdążył skonstatować co w ogóle się dzieje wokół, wilkołak z dotkliwie poszkodowanym układem kostnym postanowił odwdzięczyć się wojownikowi. Ten już nie krzyczał, nie dodawał sobie odwagi. Nie miał siły? Widząc go w walce nikt by tego nie powiedział. Był poobijany, zakrwawiony, ale na pewno nie wyczerpany. Trzydzieści przeszło lat boju nie zabiło go, więc mogło go tylko wzmocnić. Skoku bestii uniknął z nie lada gracją, trzymając miecz pionowo, wzdłuż klatki przy ciele. Odsunął się, jakby unikał przechodzącego obok człowieka. Wilkołak jednak wytoczywszy ogromne ilości piany z pyska, ruszył na swego przeciwnika. Ten, o dziwo, ruszył w kontrnatarciu, zbiegli się zatem w jednym punkcie. Był pewny swego, ponieważ bestia wyraźnie utykała na prawą nogę. Pewny mógł, oczywiście być, jednakże tym razem pewność jego nic nie dała. Wilkołak dosłownie zmiótł go z podłogi, wywalił na ziemię, wierzgał i gryzł na oślep. Miecz, zdawało się, pozostał w tym samym miejscu, gdzie był podczas kontrnatarcia, gdyż dzierżący go wojownik został z takim impetem zmieciony z nóg. Na barkach wilkołaka zaciśnięte były silne ramiona Altaira, mimo to jednak pysk bestii coraz bardziej zbliżał się do wykrzywionej w grymasie twarzy wojownika. Noga - pomyślał. Każdy mądry człowiek wie, że przeciwnika należy atakować nie tam, gdzie jego najmocniejszy punkt, a tam, gdzie najsłabszy. Tak więc Altair sprytnie założył swą lewą kończynę dolną na prawej nodze bestii i przekręcił z chrzęstem. Wizgot był przeraźliwy, a napór na jego klatkę piersiową wyraźnie wzrósł, w ostatnim chyba rozpaczliwym zrywie. Nie miał, niestety, wojownik wyboru. Puścił jedną rękę, wydobył z nogawki sztylet. Nieszczęśliwie, zęby przeharatały jego czoło i część kości policzkowej. W rewanżu, wsadził bestii nóż w bebechy. Po samą rękojeść, albo i dalej. Z zaciśniętymi zębami wręcz poderwał nóż ku sobie, przecinając cały tors i ukazując flaki wilkołaka. Ostatkiem sił zrzucił z siebie ciele potwora. Lewą część twarzy miał całą we krwi, nie widział również na lewe oko. Podniósł się powoli, po chwili znalazł swój miecz, dalej, niż przypuszczał. Ujrzał ku swemu zdumieniu, że około trzydziestu kroków od niego leży ciało wilkołaka, spod którego wystaje jakiś okrągły, purpurowy kształt. Podszedłszy bliżej skonstatował, że ten okrągły, purpurowy kształt to twarz Peanuta, który zdawał się albo nie żyć, albo przynajmniej być nieprzytomny. Cząstką swych sił padł na kolana i z najwyższym trudem zgarnął część truchła bestii na nogi Silverholda.
- Kurwa... - wydyszał - jakby cię tak ojciec widział...
Nie dokończył, uderzył otwartą dłonią w policzek leżącego i podniósł jego głowę. Okazało się, że łapał trochę oddechu, jednak był niemal już nieświadomy, w związku z czym nie zauważył, że może oddychać już całą piersią. Kiedy Peanut otworzył oczy, wojownik rzekł, a raczej wydyszał do niego:
- Do walki, kurwa... bo jakby cię ojciec...
Ponownie nie dokończył. Pomógł wstać leżącemu i odwrócił się w kierunku walki, która miała się ku końcowi...
0/14/17