- Ihigi! - nic się nie stało. - Ihigi kurrwaaa!!! - tym razem nie wytrzymał i jedno z krzeseł z impetem rozbiło się na ścianie. Usunął się na kolana tępo patrząc na wewnętrzną część swoich dłoni. Nic nie działało. ÂŻaden głupi czar. ÂŻadna prób skupienia myśli. Jego dłonie były sztywne i szorstkie. Zdawały się nigdy nie dotykać rękojeści czy cięciwy łuku. Przeciągnął się porządnie i oklepał po pysku. Nie było czasu na czarne myśli. Trzeba się było wziąć za siebie.
Gdy doprowadził się do porządku na tyle czystego i schludnego, by dziewki ze strachy czy wstrętu nie uciekały na drugą stronę drogi widząc go przed sobą, udał się tam, gdzie radzili by się udał wartownicy spod jednej bram do miasta, gdy wracał z Paktu. Mianowicie do Respeva. Jegomościa, żołnierza, który zajmuje się każdym nowo przybyłym. A gdy go odnalazł, ten wiedział już co robić.