No nie ledwo żem zaczął tu mieszkać a już jacyś szmaciarze do ukatrupienia...Pomyślałem i wyciągnąłem swoje dwa miecze. Pierwszy bandzior ruszył do ataku, zamachnął się mieczem, sparowałem cios jednym a drugi miecz wbiłem lekko pod rzebro, bandzior jęknął i przewróciwszy się zaczął konać od trucizny zawartej w ostrzu...Tym czasem pozostali dwaj ruszyli do ataku, pierwszy spróbował ciachnąć mnie mieczem, sparowałem cios i przejechałem mu drugim mieczem po brzuch tworząć głęboką śmiertelną ranę, ostatni zaatakował dość mocno, parując cios upadłem na ziemie, przeciwnik znowu zaatakował, sparowałem cios i kopniakiem odepchnąłem bandziora, podbiegłem do lężącego i wbiłem mu dwa miecze w serce, przeszukałem ich i udałem się dalej w wskazanym kierunku....