Na wstępie wspomnę, że nie jest to moja praca, tylko kolegi, który już od trzech tygodni zawraca mi gitarę, abym wrzucił owy fragment gdzieś w necie do oceny (sam nie ma dostępu). Jego biadolenie staje się coraz gorsze (chodzi mu chyba o wakacje), więc spełnię jego życzenie.
Poniższy tekst jest fragmentem opowiadania "Epilog", a właściwie jego prologiem. Krótkie to, ale to tylko prolog, który według mnie bardzo dobrze wprowadza w fabułę. Dalszą cześć zamieszczę jak otrzymam kolejny tekst do publikacji, a powinno to być niedługo.
— Słyszałeś mój drogi przyjacielu, że ponoć z naszego regionu teraz będą brać młodzików do pilnowania tego cmentarzyska. Tego, co za Lasem Ekyleńskim leży.
— Coś żem słyszał, bo coś o moje uszy się o tym obiło. Powiedz ty mi tylko, po co naszych tam targać będą, skoro to aż za tym lasem. Cztery dni drogi konno. Nie zaprzeczysz, że daleko. Z Etylenów niech sobie biorą, bo bliżej mają, albo lepiej ze stolicy. Ot co! Tam zawsze światowi być chcieli to niech teraz będą i cmentarzyska pilnują. Naszych młodziaków tam targać wcale nie muszą.
— Ano, naszych brać będą, bo to jakaś kolejka jest czy coś. Co dwa lata z innych regionów biorą i teraz na nas padło.
— Kolejka? Tak? To my się przecież w żadnej kolejce nie ustawialiśmy. Odstąpim miejsca chętnie.
— Kolejka to obowiązkowa się znaczy. Jakiś stary dekret króla ponoć. Ja dobrze tam nie wiem. Mnie tam zawlec nie chcieli i dzieci już, co do poboru by się nadawały nie mam. Szkoda mi jeno tych, co tam aż trzy lata siedzieć będą. Wieść niesie, że jeszcze rzadko który wraca. Mówią, że na stałe zostają z własnej woli tam zostają, albo w świat idą. Ja tam jednak temu nie wierze. Zachlało ich tam co pewnie i tyle. Bo jak tylu ich zostaje to po co nowych biorą? Hę?
— Jak dekret króla to z tysiąc lat stary! Ale szkoda ich, oj szkoda. Ale cóż my uczynić możemy? Zbuntować się mamy? Raz dwa wojska elekta przyjdą i rozniosą ten cały nasz bunt, a nas samych na północ do kopalni wywleką.
— Aj, mylisz się stary przyjacielu, mylisz i to bardzo. Toć wypić za nich jeszcze możemy! Karczmarz! Dwa kufle piwa! Albo nie, cztery! Co pan dwa razy latać będziesz? Ino pełne być mają.
— A powiedz ty mi jeszcze, bo widzę, że obeznany w tych sprawach jesteś. Po kiego czorta tego całego cmentarzyska pilnują? Trupy by mi pouciekały z grobów czy jak? Jeśli tak to głębiej zakopać i spokój będzie.
— Dokładnie nie wiem, o co się tam rozchodzi. Wiem tylko, że to zwykłe cmentarzysko nie jest. Ileś lat temu, z tysiąc pięćset pewno jakaś ogromna bitwa tam być miała. A pilnują, bo różnego rodzaju ludzie tam leżą: królowie, magowie, rycerze i masa zwykłych wojaków. Ino o ludzi to tez nie chodzi, tylko o jakieś tam artefakty, bronie, czary czy coś takiego, co w bitwie zaginęły. Cenne niby i moc ich ogromna, więc pilnują żeby nikt przypadkiem nie znalazł. Dla mnie to sensu nie ma, ale być nie musi, bo widzę, że karczmarz z naszym piwem już do nas zmierza.