Na początku powiem, że w tym opowiadaniu nie interesuje mnie długość czy ilość błędów. Ważne jest dla mnie tym razem podziękowanie niektórym osobom za to, że je poznałem. Ludzie, którzy ukazali się w tym dziele to w większości osoby z jakiegoś forum, które cieszę się, że je spotkałem. Niektórzy będą występować epizodycznie, ponieważ nie pasują mi do samej fabuły i pomysłu, ale cieszcie się, że was wymieniłem.
Opowieść ÂŻycia – Kronika Elfa
Wstęp:
Zwą mnie Crisis, ale to nie jest me prawdziwe imię. Jak się nazywam? Może dowiecie się później. Jestem kronikarzem Imperium Fenoru, oraz nadwornym opowiadaczem Imperatora Kadara. Teraz mamy wojnę z orkami, jednak w tej opowieści nie będę wam o niej bardzo dużo mówił, chcę wam opowiedzieć historię mej osoby – gdzie się urodziłem, kim byli moi rodzice, oraz jak przeżyłem pewne momenty w moim tragicznym życiu. Dlaczego tragicznym? Dowiecie się w trakcie czytania mej nowej księgi. Pozwólcie, że was cofnę czterysta lat, do samego początku opowieści o Elfie. Do narodzin, wszystko zaczęło się w dawnym Królestwie Gundaharu, w mieście Lebdos…
Rozdział I – Droga do dojrzałości…
Tak jak mówiłem wszystko zaczęło się w Lebdos, pięknym mieście – bo oczywiście Elfim. Jak to na porządne miasto Ludu Lasu wypadało stolica Królestwa Gundaharu została zbudowana na stojących wielkich i bardzo starych drzewach – Ithilionach, Dębach, Vertalsalach, a nawet na Jokinach. Same chaty zbudowane zostały również z drewna, ale z Istili, nie jak to częściej bywa z tego drzewa, na którym jest umiejscowiony dom. Niewiele budynków stało na ziemi, a jeśli nawet to tylko ważne struktury państwowe lub porty. Na jednym z Vertalsalii, drzewach dla grupy bogatszej, mieszkała Elfia rodzina o nazwisku rodowym Tylerion. Głową rodziny był Lopales, obdarzony niezwykłą mądrością Elf Wysokiego Rodu, a zarazem jeden z większych magów królestwa. Jego towarzyszka, piękna Rianna zginęła podczas jednej z wielkich wojen z ludem podziemi i właścicielami wspaniałych kopalń, długobrodymi Krasnoludami. Na szczęście Lopalesa cudowna Elfka wcześniej wydała na świat dwójkę dzieci. Bliźniaków, co było rzadkością w Królestwie Gundaharu. Gustavo i Arturios Tylerion byli wychowywani przez ojca, co mogło znaczyć jedno – stary czarodziej Elfów pragnął, żeby zostali oni tak jak on magami. Jak miało się okazać później nieudało mu się to. Gustavo już od dziecka sprawiał wrażenie uzdolnionego w posługiwaniu się łukiem. Natomiast brat…, zawsze był pupilkiem tatusia, wiecznie najlepszy, wiecznie pierwszy, wiecznie bardziej uzdolniony. Ja jako dziecko natomiast byłem bardzo mądry jak na swój dość młody wiek, czego nie dało się spostrzec, ponieważ rozmowa nie stanowiła mej mocnej strony, nigdy nie lubiłem rozmawiać, wolałem uczyć się strzelania z łuku. Moim nauczycielem został najlepszy łucznik, jakiego widziałem w swoim. Był to Lord Sado, generał łuczników Ithilion. Potrafił jednym strzałem trafić w lecącego kilometr dalej Kirgana – drobnego latającego zwierza o wartościowej skórze. Powiadał mi, że to kwestia wprawy i dobrego oka, ale nigdy w to nie wierzyłem. Zawsze wiedziałem, że to rzadki talent tak strzelać, a tradycją było w Lebdos, że mistrz w posługiwaniu się jakąś bronią bierze pod opiekę ucznia, którego umiejętności mogą rozwinąć się do poziomu nauczyciela, sprawiało mi to radość, że byłem dzieckiem mogącym stać się jednym z najlepszych łuczników na świecie. Natomiast Arturios mimo młodego wieku (50 Elfich lat) dostał się do szkoły miecza. Ojciec był z niego dumny, ale ze mnie nie, a wygrałem konkurs łuczniczy dzieci Elfów, dostałem wyróżnienie, nagrodę wręczoną od samej Księżniczki Aurory. Powiadam wam! Najładniejsza żywa istota pod słońcem, te oczy koloru Morza Avory, włosy barwy złotych drzew Halara, skóra gładka i miękka jak to tylko możliwe. Zakochałem się w niej odkąd ją ujrzałem przy wodospadzie Talara. Miłość mojego życia? Może…, nie wiem. Wygrywając konkurs miałem pięćdziesiąt-pięć lat, brakowało mi czterdzieści-pięciu żebym według świętego prawa Elfów stał się dorosłym osobnikiem. Przez te lata rozwinęła mi się już uroda, widać było, że jestem Elfem. Zostałem szczęśliwym posiadaczem zielonych oczu oraz zielonych włosów, co było niezwykle rzadkie w rasie Elfów Wysokiego Rodu, ponieważ takie włosy mają tylko istoty czystej krwi tego gatunku, co jeszcze bardziej powiększyło wpływy Lopalesa w Lebdos. Pewnego dnia będąc na strzelnicy ćwicząc strzelania z mojego nowego łuku, który podarował mi mój nauczyciel Lord Sado zobaczyłem ją…, Aurora przechadzała się ogrodami. Zarzuciłem łuk na plecy i ruszyłem niepewnie do niej.
- Hanalothan Gustavo Tylerion – powiedziała nagle księżniczka
- Mitaloth Aurora Gundahar.
- Często Pani tędy spaceruje?
- Codziennie, uwielbiam patrzeć na kwiaty, piękno, kolorowo, czyste cudo..., część z nich twoja matka posadziła.
- Wiem, wiem…, ja też posadziłem jedno drzewko Halara ku jej pamięci.
- Rozumiem, drzewko takie to każdy by chciał ku jego pamięci, najpiękniejsza rzecz na całym świecie
- Niestety nie mogę się zgodzić Auroro Gundahar, Ty jesteś najpiękniejszym tworem Wielkiej Matki – powiedziałem do Księżniczki, po czym spojrzałem jej prosto w oczy, złapałem ją za ramiona. Moje zielone włosy i Elfki złote powiewały na wietrze, a spotykając się tworzyły piękne barwy. Aurora popatrzała na mnie swymi oczętami.
- Nie możemy tego zrobić, być razem. Choć moje serce dawno już znalazło na Ciebie miejsce to mój ojciec chce mnie wydać za mąż za Mrocznego Elfa z Krainy Maraala. Nawet nie wiesz jak pragnę być z tobą mój kochany – słowa te zaskoczyły mnie. Zasmuciły? Owszem, ale wybranka mego serca odwzajemniała me uczucia. Miłość zawsze przezwycięży wszystkie przeciwności losu. Aurora nie czekała na moją reakcję, jej złote serce było złamane. Uszanowałem wieść, że nie możemy być razem, próbowałem jej unikać, ale to ciężkie było, czasem się nie udawało, jednak pomagało to. Poświęciłem się do reszty treningom łucznictwa i myślistwa, stałem się najlepszym łucznikiem w Królestwie. Uczeń przerósł mistrza, ojciec mój pierwszy raz w życiu był ze mnie dumny… Nawet się nie obejrzałem, a stuknęło mi sto lat, stałem się dorosłym Elfem. Mogłem sam decydować wreszcie o swoim losie, ale co najważniejsze, mogłem się starać o rękę ukochanej…
Czekam na oceny, mówcie co myślicie, ale nie gadajcie, że ma być więcej akcji i, że chcecie żeby was napisać - napiszę kogo uważam...
Zapraszam do czytania, oceniania. Przyjmę każdą krytykę...
Pozdrawiam.