Jest to moje drugie opowiadanie, gdyż tamto, to był kompletny niewypał. Tutaj naniosłem pewne poprawki Uważam, że oceny, będą trochę lepsze.
"Amnestyk"
Rozdział I: Przybysz.
Anmariusa zbudził śpiew ptaków. Poczuł lekki powiew wiatru. Przetarł oczy. Nie wiedział, co się dokładnie stało. Poczuł ostry ból, przechodzący przez jego ciało. " Gdzie ja jestem ? " pomyślał. Starał sobie przypomnieć, chociaż skrawek ostatnich wydarzeń. Na daremno. Utracił swoje wszystkie wspomnienia. Zaczął iść na północ.
Po paru godzinach męczącej wędrówki, zobaczył gospodę pod nazwą " Mroczny Wędrowiec " Na pierwszy rzut oka, wyglądała na bardzo obskurną i brudną. Gdy wszedł, podszedł do karczmarza i zapytał:
- Czy macie jakieś wolne pokoje ?
- Mamy jeden, kosztuje 20 sztuk złota.
- Cholera, nic nie mam. Słuchaj, czy mógłbyś mi dać nocleg na koszt firmy ?
- Hmmm, no dobrze.
- Dzięki - powiedział Anmraius, po czym wziął coś do jedzenia.
Podszedł do stolika i zaczął jeść. Po zjedzeniu, podszedł do niego pewien człowiek.
- Witaj - powiedział.
- Witam Cię.
- Mogę się dosiąść ?
- Tak, oczywiście.
- Słuchaj, jest pewna sprawa. Planuję udać się do miasta, ale to zbyt niebezpieczna wędrówka, jak na jednego człowieka. I, czy nie zechciałbyś mi towarzyszyć ?
- A co będę z tego miał ?
- Hmmm, 50 sztuk złota ?
- 100.
- 90.
- 95.
- Zgoda, 95 sztuk złota.
- A co z wyposażeniem ?
- Aha, masz tu krótki miecz i tarczę. - powiedział człowiek, po czym odszedł.
Anmarius siedział jeszcze długo w gospodzie, aż do zapadnięcia zmierzchu. Wszedł na górę i poszedł spać.
O świcie, obudził się, ubrał i zszedł na dół. Wszyscy dopiero zaczęli wstawać. W kącie, dostrzegł towarzysza.
Podszedł do niego i zapytał:
- To jak, wyruszamy ?
- Tak, chodźmy.
Udali się na wschód. Szli przez 15 minut, gdy nagle zza krzaków, wyskoczył wilk.
Anmarius, bez chwili zastanowienia, rzucił się na bestię. Wilk, w porę uniknął ciosu. Zaatakował, ale Anmarius, przy pomocy tarczy, odparł natarcie bestii. Zadał ostateczny cios. Zwierzę zawyło i upadło na ziemię.
- Nic Ci nie jest ? - spytał towarzysz.
- Nie - odparł Anmarius.
- Tak przy okazji, to nazywam się Pyrganus, przepraszam, że dopiero teraz podaję Ci moje imię, ale tak jakoś wyszło.
- A ja... nie mam imienia - odpowiedział.
Szli jeszcze przez godzinę, gdy przed ich oczami, wyłonił się olbrzymi zamek.
Jest to koniec rozdziału I.