Autor Wątek: Wojna o Nordmar  (Przeczytany 1809 razy)

Description:

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Sir_William

  • Magnat
  • ***
  • Wiadomości: 771
  • Reputacja: 3
  • Płeć: Mężczyzna
  • I tak w koło, Macieju...
Wojna o Nordmar
« dnia: 28 Kwiecień 2007, 20:38:01 »
- Ten czas już się zbliżał. Był coraz bliżej. Zapach wojny wisiał w powietrzu. Wszystko zaczęło się od niewinnych sprzeczek handlarzy obu państw. Imperium pod władzą Rhobara było bardzo zachłanne na ziemie i nie przepuszczali oni okazji do bitki...
 - Jak to?
 - Pozwól mi skończyć
- rzekł stary mężczyzna - Zamieszkiwałem wtedy ziemie dzisiejszego klanu Wilka. Myśliwi stamtąd byli szanowaną kastą nawet na odległych wyspach południa. Król Nordmaru za wszelką cenę próbował uciec od wojny, gdyż orkowie zagrażali nam ciągle od północnej strony naszego wspaniałego państwa.
 - I nic nie dały jego apelacje?
 - Nic zupełnie. Kilkadziesiąt lat temu pierwszy posłaniec przybył z Vengardu z wieścią o rozpoczynającej się wojnie. Ma dosyć przetrzymywania więźniów obywatelstwa Myrtańskiego w naszych więzieniach.
 - Jakich więźniach, dziadku?
 - Było tam kilku szpiegów, którzy wykradali wszelkie informacje państwowe z Nordmaru, a następnie przekazywali je dowództwu Imperium Rhobara. Rzecz jasna był to jedynie pretekst to wojny. Nie było już odwrotu. Mieliśmy miesiąc na przygotowanie się do bitwy, bo tyle czasu zajmuje podróż ze stolicy do pierwszego posterunku Gwardii Nordmarskiej.
 - Co ogłosił władca Nordmaru?
 - Ogłosił nabór obowiązkowy do wojska. Jako młody myśliwy, przepełniony patriotycznym duchem i nienawiścią do władzy państwa Centralnego, ruszyłem na ochotnika, zaciągając się do piechoty. A tamte wydarzenia wyglądały tak:


Dowództwo Królewskiej Gwardii Nordmarskiej
Wchodząc do środka przez wielkie drewniane wrota, poczułem wielki respekt dla całej armii mojego państwa co pozwoliło mi na utrzymanie poważnej miny i ruszenie dalej. Uchylając drzwi, na moją twarz przelała się fala ciepłego powietrza, która przeczesała moje włosy lekkim zefirkiem.
- Witaj młodzieńcze! Co Cię sprowadza? - zapytał człowiek o krępej posturze, który wstał na mój widok z miejsca.
- Ja? - wskazałem nieśmiało na siebie
- Tak, Ty. Masz jakąś ważną sprawę do nas? - W tej chwili opanowałem się i postanowiłem odrzucić zwyczaje dziecka. Stąpając twardo po ziemi odpowiedziałem:
- Oczywiście! Pragnę zaciągnąć się do Królewskiej Armii Nordmaru! - mężczyzna nie wiedział czy ma zacząć się śmiać czy może przyjąć to jak najbardziej poważnie. Jego twarz zdradzała jeszcze więcej różnych myśli.
- Wiesz zapewne, że woja się zbliża, dlatego nie mamy czasu na szkolenie młodocianych. Poszukujemy ludzi gotowych do twardej walki. - rzekł żołnierz siadając za stołem.
- Jestem młodym myśliwym! Moja umiejętność posługiwania się łukiem czy przeżycia w lesie jest bardzo duża. Nie zabierałbym wam czasu, gdybym nie był pewien w całości moich słów! - ściągając brwi ku dołowi chciałem okazać swoją siłę i niezadowolenie. Mężczyzna wyraźnie oszołomiony odpowiedzią rzekł
- Posłuchaj mnie uważnie. Duszę masz odważną i dam sobie rękę uciąć, iż pragniesz przelać krew za nasze ziemie, jednak uwierz mi: nie mogę spełnić Twojego życzenia. Jesteś za młody na pełnokrwistą walkę. - Nie chciałem dopuszczać tych słów do mojej głowy. Naciskałem, jednak zdałem sobie sprawę, że to i tak nic nie da. Swoje zapały musiałem pokryć czynami.
- ÂŻegnam! - powiedziałem te słowo po czym obróciłem się na pięcie i wyszedłem z pomieszczenia. Fala mrozu, która mnie przeszyła spowodowała drgania z zimna. Opanuj się, dowódca patrzy!  - pomyślałem po czym podniosłem głowę i udałem się do ogniska, by tam się ogrzać i zasięgnąć rad prawdziwych żołnierzy Nordmaru. Odgarniając śnieg, gdzie miałem usiąść jeden z ludzi w metalowej zbroi pokrytej futrem zapytał mnie:
- O co chodzi? Wyszedłeś właśnie z punktu zbornego. Coś się stało?
- Raczej tak. Chciałem zaciągnąć się do armii, jednak spotkałem się ze szczerą odmową.
- Nie przejmuj się tak. Człowiek, którego spotkałeś nazywa się Nefras, stracił syna był nieco młodszy od Ciebie, ale zapałem do walki przewyższał nawet elity. Kilka błędów taktycznych i wpadł w ręce wroga. Tyle go widziano... żywego.
- Rozumiem - przytaknąłem, krusząc się przed samym sobą.
- Nie chciałby być świadkiem, bądź osobą, która przyczyniłaby się do takiej tragedii po raz kolejny. Uwierz mi: nie ma miejsca dla Ciebie w Gwardii Królewskiej. Bynajmniej nie teraz.
- Jestem młodym myśliwym. Moje umiejętności stoją na bardzo wysokim poziomie. ÂŚnieg opętałby mój umysł gdybym tutaj przyszedł nie mając pokrycia swoich czynów!
 - Czyżby?
- zapytał żołnierz z ciekawością.
- Owszem. - Stwierdziłem - Widzisz ten kubeł z wodą, która zdążyła przeistoczyć się w lodową skałę?
 - Widzę, jednak stoi zbyt wysoko, abyś mógł do nań trafić.
- w tej samej chwili strzała poszybowała nad murem i strąciła delikatnie kubełek z wodą. - Niesamowite! - przyznał człowiek - Słuchaj mnie teraz uważnie. Nie wiem jak to zrobiłeś, ale zapewne potrafisz wiele więcej. Jestem oszołomiony tym co zobaczyłem, dlatego wstawię się za Tobą w dowództwie. Nie każdy potrafi tak strzelać, zaś wojna idzie coraz szybciej. Dostarcz Nefrasowi tę wiadomość i udaj się koszar. - Szybkim krokiem podbiegłem do drzwi wsunąłem kartkę w szczelinie oraz czym prędzej pobiegłem do koszar.
Dookoła stali umięśnieni mężczyźni z prawdziwą runiczną bronią. Gdzieniegdzie dało się usłyszeć metaliczny dźwięk, wydawany przez krzyżujące się miecze trenujących wojsk. Zainteresowany znakiem łuku wszedłem do pomieszczenia, w którym o dziwo było jeszcze zimniej niż na powietrzu.
- Czego chcesz?
- Przybywam tutaj, ponieważ chciałbym zaciągnąć się do Gwardii. Wojna się zbliża, a Nordmar jest w niebezpieczeństwie.
 - Też mi nowość. Słuchaj, przejdę od razu do rzeczy: widzisz ten pal na placu treningowym? Tak, to zaraz otworzę Ci okno i puścisz strzałę w jego kierunku z tego miejsca, gdzie stoisz. Jeżeli nie trafisz... nie mamy o czym rozmawiać
- usłyszałem pęknięcia powłoki lodowej, a drewniana ramka z głośnym piskiem podniosła się do góry niczym brama otwierająca dostęp do wroga.
- No dawaj młody. Mój czas jest cenny.
ÂŚnieg prószył niczym pierz z rozdartej poduszki. Cięciwa lekko jęknęła po czym wypchnęła strzałę przez okno. Po chwili strzała otarła się ledwo o słupek.
- Ha! Nie trafiłeś! Zatem idź stąd! - wykrzyknął mężczyzna z hukiem zamykając okienko.
- Trafiłem... - rzekłem jakby sam do siebie, oszołomiony zdolnościami.
- Dobra, dobra. Zmykaj już do domu. - W tej chwili wpadł pewien kupiec do pomieszczenia wykrzykując:
- Do jasnej cholery! Co to ma znaczyć? Chciałem uwiązać konia a nagle strzała przypieczętowała lejce mojego ogiera do pachołka. Z tego co mi wiadomo to strzała wyszła stąd!
- Em... Tak wyszła stąd. Nikomu nic się nie stało, zatem proszę odejść. - zdziwienie malowało jego twarz od nasady włosów po podbródek. - Dobrze. Dostaniesz swoją szansę. Udaj się do Marotha, tam da Tobie cały potrzebny ekwipunek. Znajdziesz go tam! - rzekł mężczyzna po czym wskazał mi palcem odpowiednie miejsce.
Niczym niesiony przez anioły wybiegłem płacząc ze szczęścia. Szybko oprzytomniałem, zdając sobie sprawę, że jestem prawdziwym kandydatem na Gwardzistę. Przed wejściem do wskazanego mi budynku usłyszałem:
- Co to ma znaczyć? Chcesz aby kolejna osoba tak zginęła? Czy nie wiesz, że ludzie Robara są bezlitośni niczym Orkowie?! - Domyśliłem się, że chodziło im o moją osobę, postanowiłem wkroczyć do środka, uchylając potężne wrota.
- Cisza, jest tutaj. - zawołał Nefras po czym dopowiedział - W jakiej sprawie przybywasz młodzieńcze?
Rozejrzałem się po budynku. Zauważyłem trzech mężczyzn: wcześniej wspomnianych Nefrasa i Marotha, ale również także człowieka, który rozmawiał ze mną przy ognisku.
- Chcę zostać Gwardzistą!
- A ten znowu to samo! Przestań, powiedziałem Ci już, że dla Ciebie brak tutaj miejsca.
- Wybacz panie, jednak niedosłyszałem. - powiedziałem kłaniając się
- Wiesz co chcesz zrobić? Z frontu się nie wraca. - rzekł Nefras chcąc mnie za wszelką cenę odstraszyć. - A ojciec, a matka? Nie zostawisz ich tak chyba?
- Ojciec mój nie żyje, a matka jest sanitariuszką w wojsku.
Nefras przykląkł przede mną, położył swoje ręce na moich ramionach po czym powiedział:
- Zapytam się jeszcze raz. Od tej decyzji nie będzie odwrotu. Czy tego chcesz? Chcesz zostać wojownikiem? Chcesz poświęcić życie, swoje młode życie by walczyć? - W tej chwili spojrzałem mu głęboko w oczy i odrzekłem:
- Pragnę!
 - Nie będe Cię zatrzymywać. Bierz strój i biegnij ku tamtym co odjeżdżają. Wskocz na jeden z wozów i jedź na front. Od tej pory nazywasz się Cloche.

Zabrałem futro, z kołczanem po czym pobiegłem bez słowa ku wyjeżdżającym wozom. Po chwili wskoczyłem na jeden z nich i usłyszałem:
- Czego tutaj szukasz?
 - Jadę z wami na front. Nefras przyłączył mnie do waszej grupy.
 - Nefras, czyżby. W takim razie musisz mieć ogromny hart ducha.
 - Zaiste ogromny.
 - To zakładaj futro i już zjeżdżaj z wozu. Jak cała reszta masz iść.

Bez protestów założyłem ubranie i ruszyłem w kolumnie na południe państwa.

Ostatni Południowy Bastion Królewskiej Gwardii Nordmarskiej
- Koniec podróży. Do roboty, umacniać ściany twierdzy! - każdy bez słowa zabrał swoje rzeczy, po czym udał się do miejsca zamieszkania. Było tutaj znacznie cieplej, chociaż dzieliły te miejsca trzy dni drogi. Po dwutygodniowej pracy, zaczął się ostrzy trening. ÂŁucznicy z całego Nordmaru pokazywali przed samymi sobą, to co potrafią. Nie jeden łuk pękł, dlatego obowiązek przyniesienia drewna spadał na najmłodszego. Gd zapuściłem się dostatecznie daleko w las, by móc odnaleźć odpowiednie do wyrobu łuku drewno usłyszałem rozmowy i śmiechy. Po bliższym przyjrzeniu się sprawie doszedłem do wniosku, że są to zbrojne siły Imperium. Ile sił w moich nogach wybiegłem z lasu kierując się do Twierdzy.
- Imperium, Imperium! Już są! - wrzeszczałem. Wpadłem do dowództwa niczym poparzony. Nie zważając na nic dopchałem się do dowódcy i wykrzyczałem wszystko po kolei.
- Co? Jak to? Posłaniec przybył nie całe dwa tygodnie temu. Nie możliwe, że są to Myrtańczycy!
- Chcesz ryzykować panie? Przynieść Ci ich flagę, tarczę, cokolwiek?
-   Nie. Wyślę tam oddział zwiadowczy. Ty zaś odejdź.
– ze smutkiem odmaszerowałem czekając na pierwsze informacje od zwiadowców. Po chwili z obozowiska sznurkiem wybiegło kilku mężów. Biegli po śniegu, jednak niczego nie było słychać. Wodziłem za nimi wzrokiem do czasu, kiedy śnieżyca nie pochłonęła ich w swoją czeluść.
- Ruszaj się! – zawołał jeden ze strażników obozu. W tej chwili rozsypałem strzały z mojego kołczanu by móc być pierwszą osobą, która ujrzy oddział zwiadowczy wracający ze świeżymi informacjami. Nikt nie pojawiał się na horyzoncie. Najgorsze myśli przewijały się przez mój umysł, jednak zawsze pozostawało coś, co zaprzeczało moim błahym teoriom. Zaciskając uchwyt mojego kołczanu ostatnim spojrzeniem odprowadziłem bramę wjazdową, po czym przykląkłem przy ognisku. ÂŻołnierze beztrosko rozprawiali o sprawach, które nie powinny ich interesować. Ja zaś z podkurczonymi nogami zapatrzony w ogień czekałem na przybycie czterech mundurowych. U schyłku dnia, kiedy słońce zataczało się nad górami niczym pomarańcza wyrzucona z kosza, przez bramę weszło kilku mężczyzn. Spod ich płaszczy ściekała krew. Oni zaś żwawym krokiem przybyli do dowództwa. Podbiegłem do maleńkiego okienka, z którego był wspaniały widok na całą sytuację. W kierunku Generała przetoczyły się cztery głowy, ścięte tuż przy pierwszym kręgu szyjnym.
Człowiek wyciągnął sztylet po czym agresywnym i szybkim ruchem przybił do ściany naszego dowódcę, trzymając broń tuż przy jego gardle. Niewyraźne krzyki odbijały się echem w mojej młodej głowie. Bez zastanowienia zbiłem szklaną szybkę i napiąłem cięciwę. Po chwili strzała odbiła się od stalowego hełmu napastnika. Ten oszołomiony hukiem wodził za mną wzrokiem po czym osunął się na ziemię. Towarzysze tego człowieka zauważyli młodocianego łucznika chcącego okazać pogardę Myrtańskim wojskom.
 - Ta zniewaga krwi wymaga! – zawołał jeden z zakapturzonych mężczyzn po czym razem z pozostałymi rzucili się w pościg. Uciekając po obozowisku usłyszałem świsty strzał i hałas trzaskających pancerzy o ziemię. Jeden z nich pozostawał nieuchwytny i ciągle mnie gonił. Wybiegając po za bramę z nadzieję zgubienia agresora ujrzałem zastępy podobnych mu maszerujących na północ. Atak był coraz bliższy. ÂŻołnierz za mną nagle zniknął. W jednej chwili rozpłynął się w powietrzu. Nogi odmawiały posłuszeństwa, jednak rozum nakazywał wracać do obozu. Po chwili wpadłem do dowództwa z tragicznymi wieściami.
 - Atak jest bliski! Wojna rozpoczęta! – krzyczałem, wszyscy ustawili się do pozycji atakujących. Nieskończone zastępy żołnierzy szły na mroźne państwo by zawładnąć nieustraszoną krwią Nordmarską. Pierwsze strzały poszybowały w kierunku agresorów, nie siejąc spustoszenia.
 - Nie ważne co się stanie, mamy być razem i walczyć ramię w ramię! – wołał dowódca wyciągając miecz, ten sam, który przed kilkoma minutami leżałby na podłodze, a o tej porze byłby zimny jak posadzka. Niezliczone ilości machin oblężniczych siały postrach wśród łuczników, nie inaczej było, kiedy przyszedł czas na ich zastosowanie. Kiedy do głosu doszły katapulty nie było litości dla lichych murów mających być schronem przed strzałą nieprzyjaciela. Wiele łuczników ginęło pod gruzami walących się ścian, po jednej stronie gruzów budziło to morale, zaś po drugiej strach i chęć ucieczki.
 - Nefras miał rację. To nie miejsce dla mnie. Zostałem jednak tutaj zesłany i mam służyć mojemu państwu, dlatego: do boju! – wypowiedziałem te słowa sam do siebie unikając walących się głazów, chcąc pocieszyć swoją przestraszoną duszę. - Strzała, cięciwa, głowa, strzała, cięciwa, głowa... – powtarzałem jak oszalały, wypuszczając z rąk dziesiątki strzał. Niektóre z nich wbijały się w oczy myrtańczyków, którzy stali zaledwie kilka metrów ode mnie. Tryskająca krew zdołała mnie nie raz zaplamić ubranie czy przysłonić widok. Wojownicy z Myrtany nie znali litości, zabijali każdego, który wszedł im w drogę. Dla przeciwników mieli specjalne „usługi”. Rzucali sztyletami w klatki piersiowe, w powietrzu na pół rozcinali ścięte głowy. „Pierwszy Bastion” padał. Nie byliśmy dostatecznie przygotowani na takie starcie. Widziałem, że wojna jest przegrana. Porozrzucane ciała łuczników doprawiły mnie o płacz. Ciche szlochanie usłyszeli wojownicy, którzy kierowali się w moją stronę. Słysząc zgrzyt metalu domyśliłem się, kto nadchodzi.
 - Strzała, cięciwa, głowa, strzała, cięciwa, głowa... – te słowa jak ogień rozpalały moje serce i zagrzewały do walki. Toteż ostatnia strzała w kołczanie poszybowała do góry, kalecząc wojownika z Myrtany. Drugi zaś zaczął tutaj biec. Rzuciłem mu na przeciw łuk i wybiegłem zza skrzyń. Dobiegając do dziury w ścianie poczułem straszny ból w lewym udzie. Spoglądając nań zobaczyłem sterczący sztylet. W tej chwili upadłem z murów w biały puch. Podniosłem się i podróżowałem coraz dalej. Sztylet nadal stał w mojej nodze.
 - Może powinienem go wyjąć? Nie, będzie to najgorsza rzecz jaką zrobię. Nie długo znajdzie się jakaś chata i tam się zaopatrzę. – po kilkunastu godzinach marszu upadłem...
 - Hej patrzcie! Budzi się. – w tej chwili usłyszałem tupot nóg, ale również donośną muzykę i tańce.
 - Co się dzieje? – pytałem się nie oczekując odpowiedzi.
 - Długo spałeś więc niczego nie wiesz. Myrtana zdobyła Nordmar. Dokładnie kilka dni temu. Wojna skończona. – szybko usiadłem na łóżku, wyglądając za okno. Panowała tam zieleń, ptaki świergotały, a kwiaty puszczały kuszącą woń w powietrze.
 To już koniec. Wojna przegrana. Rhobar ponownie górą. To nie może być prawda. Nie! – naiwnie krzycząc sam do siebie nie dopuszczałem tak ohydnej myśli.

- I tak rozegrała się ta cała sytuacja. Nordmar został zniewolony, a następnie napadli  na nas orkowie. Szukając pożywienia i schronienia doszczętnie zniszczyli naszą kulturę i tradycje.

Offline Kozłow

  • Magnat
  • ***
  • Wiadomości: 1717
  • Reputacja: 382
  • Płeć: Mężczyzna
  • Acid Rain!
Wojna o Nordmar
« Odpowiedź #1 dnia: 11 Maj 2007, 20:22:14 »
No to czas, by Kozłow ocenił jakieś dzieło pana Sir William'a :D

Po pierwsze
[b]Imperium[/b] pod władzą Rhobara było bardzo zachłanne na ziemie i nie [b]przepuszczali oni[/b]
okazji do bitki...
Imperium. To imperium przepuszczało.. a nie przepuszczali. Lub i ludzie nie przepuszczali okazji do bitki.

Po drugie
pretekst [b]t[/b]o wojny.Literówka...

Po trzecie
Mieliśmy miesiąc na przygotowanie się do bitwy, bo tyle czasu zajmuje podróż ze stolicy do pierwszego posterunku Gwardii Nordmarskiej. Miesiąc!! Z Vengardu do Nordmaru jest stosunkowo blisko.... Na pewno nie na miesiąc drogi....

Po czwarte
powiedziałem te słowoNiepotrzebnie "te słowo". Bez tego brzmiałoby lepiej.

Po piąte
Człowiek, którego spotkałeś nazywa się Nefras, stracił syna był nieco młodszy od Ciebie, ale zapałem do walki przewyższał nawet elity. Raczej tak: "Człowiek, którego spotkałeś nazywał się Nefras. Stracił syna, nieco młodszego od ciebie, ale zapałem przewyższającego elity." Błąd stylistyczny.

Po szóste
Nie chciałby być świadkiem, bądźPanie William... "Bądź" - spójnik rozłączności. Przecinków nie stawiamy.

Po siódme
Dookoła stali umięśnieni mężczyźni z [b]prawdziwą (,) runiczną[/b] bronią. Jeżeli wymienia sie kolejne cechy, oddziela się je przecinkiem :D.

Po ósme
było jeszcze zimniej niż na powietrzu.Może się czepiam, ale w tym pomieszczeniu też chyba było powietrze... :D Mogłeś napisać "na zewnątrz"

Po dziewiąte
Śnieg prószył niczym [b]pierz[/b] z rozdartej poduszki."Pierze" nie "pierz". Może zapomniałes literki, a może to błąd językowy.

Po dziesiąte
Robara*Rhobara.  Podałeś fonetyczny zapis.

Po 11
ale również takżeNie no... 3 spójniki po sobie... Stylistyka.

Po 12
Nefras przykląkł przede mną, położył swoje ręce na moich ramionach po czym powiedział:
- Zapytam się jeszcze raz. Od tej decyzji nie będzie odwrotu. Czy tego chcesz? Chcesz zostać wojownikiem? Chcesz poświęcić życie, swoje młode życie by walczyć? - W tej chwili spojrzałem mu głęboko w oczy i odrzekłem:
- Pragnę!
Nie wygląda ci to na trochę ehm.. homo - scenkę?

Po 13
ostrzy treningTrening ostrzy hmm... może być i tak :D (chyba miało być "ostry")

Po 14
(...)sobą, to co potrafią.*(...)sobą to, co potrafią.

Po 15 (chyba rekord :D).
Nie jeden łuk (...)*Niejeden - "nie" z przymiotnikami piszemy razem

Po 16
nie całe Jak wyżej

Po 17
Nie możliwenie no znowu to samo...

Po 18
Nie ważne Jak już jeden błąd tego rodzaju, to w całym opowiadaniu się on przewija..

Po 19
wołał dowódca wyciągając miecz, ten sam, który przed kilkoma minutami leżałby na podłodze, a o tej porze byłby zimny jak posadzka.Miecz czy dówódca? :D dałbym przecinek po "dowódca" i usunął "ten sam"

Po 20
zdołała [b]mnie[/b] nie raz zaplamić ubranie powinno być "mi". W środku zdania uzywamy form krótszych zaimków.

Po 21
Sztylet nadal stał w mojej nodze.To sztylety stoją? :D Chyba sterczał w mojej nodze.

Po 22
Nie długoznowu......

Reasumując...
Mimo dosyć dużej ilości błędów, mimo niezbyt orginalnej fabuły (bo ściągnieta z historii z Gothica) typuję to opowiadanie do wystawienia na stronie. Jest napisane w stylu, który nadzwyczaj mi się podoba. "Opowieść starego młodzieńca" możnaby rzec :D. Ortografów trochę było, ale nie rażących i jakiemuś, nie znającemu ortografii czytelnikowi nie przeszkodziłyby w czytaniu. Świetna robota, panie William.

Ocena 10/10 (dałbym 15/10 nawet :D)
« Ostatnia zmiana: 11 Maj 2007, 20:24:37 wysłana przez Kozłow »

Forum Tawerny Gothic

Wojna o Nordmar
« Odpowiedź #1 dnia: 11 Maj 2007, 20:22:14 »

Offline Czesiu

  • Kret
  • *
  • Wiadomości: 90
  • Reputacja: 4
Wojna o Nordmar
« Odpowiedź #2 dnia: 20 Maj 2007, 15:26:59 »
Opowiadanie naprawdę fajnie. Jak już wspomniał Kozłow, jest kilka błędów, nawet kilkanaście, ale ogólnie opowiadanko prezentuje się nadzwyczaj ciekawie. Fajnie to opisałeś, chodzi mi o styl pisania. Jak to mój poprzednik ujął, ,,Opowieść starego młodzieńca"    Moja ocena to 10/10 .

PS. CO z tego że fabuła trochę ściągnięta z Gothica ? Po to jest gra aby na jej podstawie pisać opowiadania  

Forum Tawerny Gothic

Wojna o Nordmar
« Odpowiedź #2 dnia: 20 Maj 2007, 15:26:59 »

 

Sitemap 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 
top