Kolejna część. Huh, troszkę się nad nią potrudziłem, a błędy trochę trudno wyłapać, sądze że będzie kilka interpinkcyjnych i literówek. Zapraszam do czytania, napisałem dośc dużo, ale nie zniechęcajcie się
.
Księga I - BELIAR
Rozdział I - Dzieciństwo- Darial – krzyknęła Milia – wracaj tu!
Chłopiec w wieku 13 lat, wysoki, dobrze zbudowany właśnie kopnął drzwi i wybiegł z klasy. Nauczycielka pobiegła za nim. Młodzieniec szedł szybkim krokiem przez korytarz, klnąc na wszystko, co zobaczył.
- Darial – Jeszcze raz wrzasnęła opiekunka – do jasnej cholery! Wracaj tu!
Dziecko spuściło głowę i pełne furii obróciło się. Brązowa czupryna opadła mu na oczy.
- Czego chcesz? – warknęło – ona nie żyje, a ja wychowuję się w jakimś ośrodku dla dziwnych dzieci!
Chłopak podniósł głowę do góry i wyprostował się z godnością. Włosy opadły na bok. Milia spojrzała Darialowi w oczy. Płonęły nienawiścią, były czerwone z bólu i cierpienia, przybrały teraz krwawy kolor. Wydawało się, że płoną ogniem. Młodzieniec otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, lecz po chwili je zamknął, odwrócił się i otworzył drzwi na zewnątrz. Opiekunka popatrzyła przez chwilę za nim, po czym pokręciła głową i wróciła do klasy chcąc dokończyć lekcję. Tymczasem Darial Xyron wyszedł na mroźne ulice najbiedniejszej dzielnicy Tradu. Miasto to leżało w północno-wschodniej części Nordmaru. Było średniej wielkości, podzielone na trzy części: „Szczura”, „Owcy” i „Bizona”. Najbiedniejszą była pierwsza z nich. Mieszkali tam biedni i nowi mieszkańcy. Dom Opieki stał właśnie w niej. Zajmowano się w nim dziećmi porzuconymi przez rodziców. Niegdyś właścicielem ośrodka był Brutus Ostrat, jednakże umarł 13 lat temu. Teraz nadzorcom został Filip Strath, mąż Mili Strath. Darial pałętał się ulicami Tradu. Nagle doszedł do małego placu. Po środku stała stara, drewniana ławka. Chłopiec usiadł na niej, schylił ponuro głowę i zaczął głęboko rozmyślać. W tym samym czasie Milia weszła do klasy, próbując dokończyć lekcję, lecz zakłopotanie z powodu chłopca nie pozwalało jej na to. Chciała wyjść za nim i powiedzieć mu całą prawdę, lecz nie mogła. „załamałby się” – myślała wiele razy. Po lekcji podeszła do jednego z przyjaciół młodzieńca.
- Lanz – krzyknęła do niego – choć tutaj.
Chłopiec o blond włosach, małego wzrostu i szczupłej budowie podszedł do nauczycielki. Już otwierał usta, bu usprawiedliwić się z ostatniego wybryku, lecz opiekunka go powstrzymała.
- Znajdź mi Dariala i przyprowadź go tutaj, rozumiesz? – spytała się.
- Tak, proszę pani. – odpowiedział Lanz i pobiegł do wyjścia.
Wiedział, gdzie Xyron lubił przesiadywać, często chodzili tam razem. Chłopak biegł w stronę głównego placu w tej dzielnicy. Kiedy doszedł na miejsce ujrzał Dariala, siedzącego na ławce, z ponuro opuszczoną głową. Lanz Greem przyjrzał się dokładniej. Jego kolega zaciągał się skrętem. Podszedł do młodzieńca i powiedział:
- No, no… masz jeszcze jednego? Też chciałbym zapalić .
Dar wyjął zza pazuchy kolejne zielsko i wręczył przyjacielowi. Ten zapaliwszy go, wziął do ust, zaciągnął się, po czym rzekł:
- Millia, kazała cię przysłać. Byłbyś może łaskaw do niej pójść i zachowywać się normalnie?
-Nigdy za nią nie przepadałem. Po prostu jej nie lubię!
- Ale, Dar…
- Cholera. Doskonale wiesz, że nienawidzę tego imienia. – krzyknął Darial
- Dobra, dobra… Sado, zrób to dla mnie. Pójdź do niej i chociaż raz bądź miły.
- Ech…
- Sado, proszę.
- Cholera, niech Ci będzie. Zaraz będę.
Chłopak udał się w drogę powrotną. Uspokojony szedł wolnym truchtem w stronę Domu Opieki. Po drodze spotykał wiele znajomych osób. Znał tu wszystkich ludzi. Dzielnica Szczura była mu znana jak własna kieszeń. Po chwili doszedł do budynku, który kazano mu nazywać domem. Jego ściany były brudne, pokryte pleśnią, a w niektórych miejscach całkiem zniszczone. Wszedł przez okno do swojego pokoju, by nie pokazywać się innych dzieciom. Wyszedł ostrożnie przez drzwi na korytarz i poszukał Mili. Po chwili znalazł ją siedzącą w klasie. Była całkiem sama, pisała coś na brudnej kartce. Darial podszedł do niej. Ta uniosła szybko wzrok i powiedziała z uśmiechem:
- Tu jesteś. Przestraszyłeś mnie tą swoją ucieczką. Ale już dobrze, zostań, mam tu coś dla ciebie. – opiekunka wyjęła sakwę ze złotem i wręczyła ją chłopakowi – kup mleko i siedem bochenków chleba.
Darial popatrzył na nią. Nigdy nie przyglądał się kobietom i nie dostrzegał ich uroku. Choć Milia była starsza od niego o 20 lat, to i tak była bardzo ładna. Miała długie brązowe włosy, opadające jej do ramion, małe, błękitne oczy i czystą cerę. Po chwili młodzieniec oderwał od niej wzrok i pobiegł do swego kolegi. Po chwili zmachany stanął na placu i pokazał Lanzowi sakiewkę. Ten przeliczył złoto i powiedział:
- Jest równo 50 monet. Wolałbym sobie coś zapalić, niż kupować żałosny chleb. Co ty na to?
Darial przez chwilę się zamyślił, po czym rzekł z uśmiechem:
- Ok, świetnie. Chodź!
Koledzy poszli razem na plac targowy, umieszczony w centrum Dzielnicy Owcy. Mijali nieznajome osoby, które przechodząc obok nich wyśmiewały się z ich brudnych i podartych ubrań. Wreszcie doszli na miejsce. Zauważyli, jeden dość opustoszał stragan. Kupiec właśnie rozmawiał z klientem. Młody Xyron ostrożnie się zakradł, czekając na okazję . Lanz zagadał sprzedawcę:
- Ile kosztuje jeden bochenek chleba i mleko?
- Bochen – 6 sztuk złota, a mleko 8. To wyśmienita cena, chłopcze. Chciałbyś może kupić?
Lanz pomyślał chwilę, dał czas Darialowi, by ten po cichu ukradł sześć bochenków. Gdy ujrzał, jak chłopak swymi zwinnymi dłońmi bierze po cichu sześć bochenków, wreszcie odrzekł:
- Tak, tutaj ma pan pieniądze..
Sprzedawca ucieszony wziął złoto i wręczył młodzieńcowi towary. Po chwili dwaj przyjaciele, szli do kupca Abdijaha, śmiejąc się z głupoty sprzedawcy
- Idiota, powinien być bardziej uważny. – zaśmiał się cicho Lanz.
Darial jedynie z uśmieszkiem przytaknął głową. Po dwóch minutach znaleźli się w pomieszczeniu, wypełnionym dymem. Unosił się on w powietrzu, nad głowami klientów, spowijał się jak wąż wokoło lamp i truł umysł innym. Darial zaciągnął się nim i rzekł:
- Wyśmienity zapach. Muszę to kupić!
- Witajcie drodzy młodzieńcy. – przywitał się sprzedawca- me imię to Abdijah, jestem a krajów południa i także stamtąd sprowadzam mój wyśmienity towar. . Chcielibyście może spróbować „Ognistego Fathoru”? To jedyne 15 sztuk złota za sztukę.
Dar zdobył się na uśmiech i wyciągnął sakiewkę.
- Oczywiście, dwie sztuki. Tutaj są pieniądze.
Kupiec dał chłopcom skręty i wziął pieniądze. Ci osiedli w ciemnym kącie i razem zapalili.
- To jest po prostu… wyśmienite! – niemal wykrzyczał Xyron, przymykając oczy.
- Taaa... super. – odrzekł Lanz, krztusząc się.
Kiedy wypalili skręty do końca, wstali, lecz kiedy mięli już wychodzić usłyszeli rozmowy:
- …oberwał moim zaklęciem i spadł w przepaść. Po powrocie do miasta wszyscy mieszkańcy obdarowywali mnie swoim złotem w podzięce! Byłem bogaty, dopóki jakiś cholerny złodziej nie ukradł mi tego majątku!
Darial zaśmiał się na cały budynek i rzekł w stronę, z której dobiegały rozmowy:
- Stare gadanie! Pieprzysz starcze!
Nagle z ciemności wyszła wysoka postać ubrana w czerwoną szatę. Od razu można było w nim rozpoznać maga. Po chwili zdjął on kaptur. Twarz była trochę pokryta bliznami, oczy były koloru piwnego, nos długi i ostry. Mag był szczupły, lecz umięśniony. Do pleców miał przypięty kostur
- Co powiedziałeś młodzieńcze?
- ÂŻe kłamiesz. – odpowiedział spokojnie Darial.
Starzec kopnął chłopaka, tak że ten się przewrócił. Po chwili zadał kolejny cios nogą, tym razem w brzuch.
- Nigdy, ale to nigdy, nie będziesz tak mówił o człowieku wysokiej rangi! – krzyknął mag.
Darial wrzasnął wściekło. Złapał przeciwnika za nogę i przewrócił. Pełen furii złapał mocno jego dłoń i szarpnął mocno, łamiąc mu ją. Nagle jakaś potężna moc, odepchnęła obu na kilka metrów. Z ciemności wyszedł kolejny starzec, lecz tym razem przyodziany w ciemno-fioletowy płaszcz. Rzekł:
- Dość tego. Może to prawda, że Maroth opowiada brednie, lecz to nie oznacza by od razu go wyzywać. Lecz jak ty magu ognia, wielki Marocie, mogłeś się tak upokorzyć i wdać się w bójkę z młodym chłopcem? Czyż ci nie wstyd?
Zwolennik Ognia jedynie pełen złości usiadł na krześle trzymając się za swoją dłoń. Nekromanta w ciemnych szatach po długim wpatrzeniu w chłopca, zwrócił się do niego:
- Nie obchodzi mnie jak się nazywasz, lecz zauważyłem w tobie coś dziwnego. Jesteś kimś „wyjątkowym”. Takich jak Ty pragnie mój bóg. Beliar, włada światem zmarłych i magią śmierci. Zauważył, że umiesz wykorzystać moc ciemności i cię nią obdarował… korzystaj z niej mądrze, a tymczasem idź już i odnajdź swe przeznaczenie w modlitwie do niego!
Dwaj przyjaciele, spojrzeli na siebie. Przemowa maga wydawała się nim bardzo dziwna. Mimo tego Darial w drodze powrotnej do Domu Opieki wiele o niej myślał. Wreszcie odezwał się do Lenza:
- Wiesz, co, a jeśli ten mag miał rację, jeśli naprawdę Beliar mnie obdarował mocą? Może naprawdę jestem wyjątkowy?!
Kolega tylko kiwnął głową i otworzył drzwi do przytułku. Razem weszli i zanieśli Mili jedzenie, lecz ta zatrzymała Dariala przed wyjściem
- Muszę ci coś powiedzieć. Twoja matka wcale nie umarła… ona oddała cię tutaj, bojąc się ciebie, kazała Cię tylko nazwać „Daria Xyron”. Tutaj… tutaj jest list, który znalazłam razem z tobą.
Młodzieniec wpatrywał się w niego przez chwilę, po czym warknął:
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?
- Ja… ja przepraszam. Bałam się o ciebie, chciałam ci go dać jak dorośniesz.
Darial znów płonął gniewem
- Gówno mnie to obchodzi!
Chłopak odrzucił papier i pognał do swojego pokoju. Tam opadł na łóżko, położył się na brzuch i spróbował zasnąć. Po chwili przypomniało mu się o darze od Beliara. Usiadł na kocu i zmówił cicho modlitwę:
- Beliarze, bogu ciemności, jeżeli istniejesz, to pomóż mi przezwyciężyć te wszystkie trudy. Proszę…
Po chwili zmęczony młodzieniec zasnął, kurczowo myśląc o bogu ciemności. Kiedy jeszcze spał w jego umyśle rozległ się przeraźliwy wrzask: „ZABIERZ LIST, BĂDZIE CI POTRZEBNY”. Darial zbudził się cały zalany potem. Pomyślał chwilę, nad tym, co usłyszał. Wiedział, że to nie był sen, ani koszmar. Czym prędzej pobiegł do Mili. Otworzy drzwi do jej sypialni. Zobaczył ją i jej męża razem w łóżku, lecz nie przejmował się tym. Jedynie, co zrobił to zapytał się głośno:
- Gdzie jest ten głupi list? Jest mój, chcę go wziąć.
Milia zakłopotana wyjąkała:
- D-darial, co ty tu robisz?
Chłopiec wrzasnął:
- Cholera, gadaj gdzie ten papier.
- Jest w biurze, ale ono jest zamknięte na klucz,, ale zaraz Darial, po co ci on?
- Nieważne…
Chłopak pobiegł w stronę biura. Szarpnął za klamkę, lecz drzwi były zamknięte. „Muszę się tam dostać” – pomyślał Darial, po czym kopnął w nie. Nawet nie drgnęły. Chłopak zaczął się denerwować… powoli wpadał w furię, a wreszcie w szał. Tęczówki stały się krwisto-czerwone, pełne ognia nienawiści, skóra, zaczęła zmieniać kolor, na jasnozielony, paznokcie i kły się stwardniały i zaostrzyły się, a źrenice wydłużyły, na kształt jajka. Darial zacisnął pięść, po czym z wielkim impetem uderzył w drzwi. Te rozwaliły się na tysiące malutkich kawałków. Chłopiec dalej niczym demon wszedł do pomieszczenie. Zauważył na biurku zwitek papieru. „To on” – pomyślał, po czym schował go do kieszeni. Nagle do pokoju wbiegło kilku innych dzieci. Spojrzeli na Dariala, nagle jeden z nich wystąpił i rzekł.
- Xyron… idioto, wiedziałem, że kradniesz, ale żeby w ośrodku?! Jesteś durniem! Tu cię wychowano, jesteś niewdzięczny jak świnia.
Nowe wcielenie chłopca spojrzało na niego z furią:
- Stul pysk Ranchel… zresztą, po co… zaraz i tak nie będziesz go miał.
Młodzieniec pobiegł wzrokiem po sali. Nagle zauważył sztylet na szafce. Podbiegł i wziął go do ręki mówiąc do swojego znajomego:
- Nigdy cię nie lubiłem Ranchel. Dziś jest dzień, w którym pożegnasz się z życiem.
Darial pobiegł w stronę drugiego chłopca. Wziął zamach i zadał cios. Broń przecięła prawe ramię Ranchela. Xyron ponownie uderzył. Tym razem pchnął sztyletem stronę przeciwnika. Broń, aż po rękojeść wbiła się w serce chłopaka. Reszta bandy uciekła z biura. Darial się uśmiechnął, po czym powiedział na głos:
- Co mam teraz zrobić?
Nagle usłyszał krzyk w swej głowie „UCIEKNIJ… KIEDY BĂDZIESZ GOTOWY, WYNAGRODZĂ CI TO… TYMCZASEM ZRĂB IM TO NA CO ZASÂŁUGUJÂĄ”
Młodzieniec uśmiechnął się, po czym spojrzał z nienawiścią na biuro i martwe ciało Ranchela. Nagle Darial poczuł ból na ramieniu. Rozdarł płaszcz i spojrzał na nie. Jego znamię płonęło żywym ogniem. Xyron poczuł nienawiść w sercu… chciał się zemścić
Tymczasem Milia ubrała się i pobiegła w stronę biura. Zauważyła jak wychodzi z niego chłopak. „To musi być Darial” – pomyślała i pobiegła w jego stronę.
- Darial. – krzyknęła.
Młodzieniec dalej szedł w stronę wyjścia, trzymając zwitek papieru w dłoni. Nauczycielka spojrzała do biura. Leżały w nim zwłoki, które teraz się paliły, tak samo jak całe pomieszczenie.
- Darial. – wrzasnęła jeszcze raz opiekunka.
Darial obrócił się i powiedział głośno:
- Nie nazywam się Darial Xyron, moje imię to Sado, Lord Sado.
- Ale Dar… - wymamrotała Milia.
Chłopak ponownie się odwrócił. Trzymał dłoń na klamce, lecz nim wyszedł wykrzyknął:
- Spierdalaj…
I spluwając za podłogę znienawidzonego budynku, wyszedł na świeże powietrze. Tym razem już wolny…