Chciałbym przedstawić kolejną pracę, jednak proszę brać pod uwagę moje małe i słabe umiejętności pisarskie, jednak, staram się uczyć:D To tylko Wstęp i Akt I, na dobry początek i zachęte(oby ).
Wstęp
Manus, kolejny skazaniec z ręki jegomościa króla Mengora Wielkiego III, Pana Varrantu, czyli prawnuka Rhobara II. Górnicza Dolina, od momentu pojawienia się smoków, nigdy nie odzyskała dawnej świetności za rządów magnatów na czele z Gomezem, jednak zmieniła się nie do poznania.
A Manus? skazaniec który trafił do kopalń złota, za zabójstwo możnego szlachcica Vakert’a.
AKT I
- Hej frajerze! Co się tak ociągasz z robotą! Jazda!
- Panie, ja już nie mogę…
- Cóż za farmazony mi tutaj opowiadasz, do roboty albo przez resztę swoich zasranych dni spędzisz w pokoju tortur, a po towarzyszy ci Bigos, nasz stary przyjaciel, hehe, on to cię urządzi!
Manus nie miał wyboru, a nie chciał spotkania z obleśnym Bigosem, który czekał na rozrywkę. Kopacz kopał, kopał, i kopał całymi dnami, wydobywając te cholerne sztuki złota, tak bardzo porządane…
Nadeszła upragniona godzina zakończenia pracy i powrotu do chałup w obozie a zwyczaj i prawo mieli takie w Górniczej, że po zakończonej pracy, codzienna wypłata równa pięć srebników, kawałek chleba, plasterek szynki i butelka wody.
Obóz to był wielki majestatyczny budynek, jak nie forteca, otoczona najnowocześniejszymi strukturami obronnymi jak wysuwane kolce na znak, czy to zapadnie w pobliżu i wiele wiele innych, jednak kopaczom nie znanych a trzymanych w tajemnicy przez projektantów.
Manus przekroczył progi wejścia do obozu, po czym udał się do swojej chaty która znajdowała się 20 kroków od wschodniego wejścia. Idąc przez targ, bo oto była najkrótsza droga, spotkał człowieka odzianego w brązowo zielonkawą szatę a na ramieniu miał coś w rodzaju małego puklerza, a w pobliżu stoisk o czymś głośno mówił.
Zaciekawiony kopacz podszedł bliżej nadstawiając uszu, bo może oto jakaś nowina jest?
- Jaa go widziałem! We śnie! Wyjawił mi, że droga do szczęścia nie prowadzi przez pracę, ale umysł i ducha! Otwórzcie się na jego naukę, otwórzcie swe serca, i umysły!
Jeżeli mój pan wam przemówił, chodźcie za mną! Zaprowadzę was na jego święte łoża gdzie delektować się będziecie zapachami kadzideł, a usługiwać będą wam po wsze czasy!
Manus słysząc iście fanatyka, zignorował jego kazanie i powrócił do chaty. Swój kliof położył obok krzesełka, umył ręce w kubłu wypełnionym wodą, po czym rozpalił w kominku, usiadł na krzesełku i począł jeść to co dostał za dzień pracy. Kiedy skończył napełniać swoje siły witalne, pięć srebników włożył do kufra po czym zamknął, i położył się spać.
ÂŚnił mu się moment przekroczenia do obozu, i pójścia do chaty przez targowisko, i moment, w którym słuchał tego fanatyka, z tą różnicą że kopacz wystąpił na środek i wypowiedział
- Niech imię pana będzie sławione!
I natychmiast się zbudził cały spocony, z ciężkim oddechem, serce mu skakało i czuł że oczy mu wyskoczą z ciśnienia…
Do rana nie spał, rozmyślając nad owym człowiekiem.
- No nic, mam koszmary, mogłem nie jeść tego cholernego sera na noc – tłumaczył sobie dziwny sen i całe zajście.
Kiedy słońce wstało, czas było ruszać do kopalni……