Grupa czarnoskórych mężczyzn w znacznym orszaku zbliżyła się do bram Górnego Miasta, za to reszta przybyszów rzuciła się w wir walki.
Dwójka strażników czym predzej odryglowała kraty i je podniosła. Przywódca powoli zbliżał się do miejsca, gdzie stał król, a wszyscy mieszkańcy naokoło spoglądali z zaciekawieniem, strachem i nadzieją na wojowników. Gdy wreszcie Mauren wraz ze swoimi dowódcami podszedł do króla, ten skinął głową. Przybysz ukłonił się po czym rzucił się na ramiona swojemu przyjacielowi. Po krótkich przywitaniach, IsentoR spojrzał na pozostałych wojoników, którzy spoglądali z pogardą za jego plecy.
- O co chodzi? - zapytał władca przywódcy Maurenów.
- Nie lubią go - przybysz wskazał głową postać Fetta, który trzymał się na uboczu za królem i spoglądał z uwagą na ruchy czarnoskórych mężczyzn. - Słyszeliśmy, że oni znowu postawili tą swoją niby gildię.
- A co to ma do rzeczy? - IsentoR wydawał się być zdziwiony tym stwierdzeniem.
- Tacy jak oni, plus on sam, przyczynili się do łapania moich rodaków. Skazywali ich na niewolnictwo za opłatą ze strony bogatych ludzi i bandytów.
- Znacie się? - król spojrzał na Samotnego ÂŁowcę.
- Miałem przyjemność się z nim spotkać - odparł spokojnie i bez emocji łowca nagród.
- Dobra, zostawcie swoje prywatne kłotnie na później. Na razie musimy się zająć obroną. powiedział IsentoR, rad, że jego przyjaciel przybył z odsieczą.
Po tych słowach Mauren odparł...