Ja miałem bardzo niezwykłą sytuację, otóż poszedłem z kumplem i koleżanką do takiego bunkru, jak zwykle ja wszedłem pierwszy chcąc się popisać (przed koleżanką) nie mieliśmy latarki no to na dotyk, poszedłem w lewą stronę, ale zobaczyłem ścianę, podszedłem bliżej i dotknąłem ściany, była ona cała pokryta mchem, mój kolega poszedł w prawo, a ja za nim, byliśmy już tak ok. 10 metrów od wejścia do bunkru, aż zawróciliśmy. Za jakieś 30 minut poszliśmy tam z latarkami, ja znowu wszedłem pierwszy, patrze, a przed tą ścianą którą dotknąłem jest studnia! i to pokrywa całą drogę, ja zacząłem obmyślać jakim cudem ja się tam dostałem, zacząłem zrzucać tam rzeczy aby się przekonać czy to nie "mamy cię" ;] aż przerwał mi kolega krzycząc "pies!" zaczął zwiewać ile sił w nogach, ja się go pytam - żywy?, a on odpowiedział "tak", za chwilę usłyszałem szczekanie i też zwiałem najszybciej jak się dało.
Czy to nie dziwne że przeszedłem nad 20 metrową studnią i nie spadłem, a może ktoś mnie uratował? a skąd wziął się ten pies, jak pół godziny temu nie było go tam, a wejście do bunkrów było bardzo trudne, dziura była ok. metra nad ziemią, więc pies raczej by się tam nie dostał. Jedynym logicznym wytłumaczeniem jest to że ktoś wykopał 20 metrową studnię w 30 minut i wrzucił tam psa, ale ja myślę i mam nadzieję że ktoś mnie uratował bo mam być kiedyś kimś ważnym ;]