Potem, gdy słońce już się schowało i zapadł zmrok, nastał wieczór, przybył ktoś jeszcze. Poruszał się wpierw dachami domów, biegnąc i skacząc pomiędzy nimi jak cień, duch miasta. Potem jednak w obłoku dymu przekształcił się w zwierze nocy - nietoperza. Trzepocząc małymi skrzydełkami, nietoperz - Imago leciał nad podgrodziem, w krótkim czasie docierając do tych członków drużyny, którzy już tam dotarli. Byli prawie wszyscy, prócz Dragosaniego. Imago zleciał niżej, po czym przemienił się na powrót w humanoidalną formę. Wylądował gładko, na ugiętych nogach, parę metrów od myśliwych. Nie był to tak zły lot.
- Dobry wieczór - przywitał się chłodno. Jego twarz już nie okrywał kaptur. Nie była jednak piękna. W nocy wampirze cechy widać było znacznie lepiej. Nie wyglądał już na chorego, niezdrowo bladego człowieka. Miał skórę koloru kredy, oczy czerwone jak rubiny, nieprzyjemnie wyglądające kły. Wszystko to, razem z niemiłym, oschłym, metalicznym głosem wampira dawało efekt "nie chcę go spotkać samemu w ciemnej uliczce". Płaszcz wampira falował na wietrze, niby skrzydła.