Droga do Łęcin była spokojna i nudna. Dotarli tam nazajutrz z rana. Zostawiając furgon w stajni. Łęciny, wbrew nazwie to nie kolejna wioska żyjąca z pól uprawnych. To osada rybacka. Puste wybrzeże aż prosiło się o zagospodarowanie. Gospodarz tych ziem sfinansował więc budowę niewielkiej wsi, która z czasem się rozrosła. Perspektywa spokojnego życia tuż przy oceanie przyciągnęła wielu osadników. Ci, którym nie odpowiadał połów zajęli się typowymi wiejskimi zajęciami, jak prowadzenie gospodarstwa czy wypas zwierząt. Wkrótce po tym jak z portu zaczęli korzystać kupcy, cumując tu swoje statki, osada zaczęła się prężniej rozwijać, przy częściej odwiedzanych ulicach pojawiało się więcej straganów, zarówno z rybami, jak i z nieco rzadszym towarem. Nikogo nie zdziwił też fakt iż tawerna zmieniła się w sporą jak na taką osadę Gospodę. W osadzie zaczął również tworzyć się półświatek, tam gdzie są ludzie których można okraść są i złodzieje, a kupcy byli jak nic odpowiednimi celami do tego typu praktyk. A mały port bez straży miejskiej idealny dla przemytników i piratów. Hagmar zszedł z wozu, rozejrzał się.
- Nawet tu uroczo, chodź. Skinął na Watu. Poszli na rynek.