Ach, ten brudny zapach miasta, zamyślił się, idąc pomiędzy kramami, krzykaczami i przekupkami. Ktoś nawoływał, by zmienić wiarę, ktoś przekonywał, by wiarę jakąkolwiek porzucić, inny zaś metodycznie i niemalże doprowadzając do śnienia chciał przekazać, że jakakolwiek wiara, byleby miłować bliźniego i nadstawić drugi policzek. Raymund specjalnie się żadnym z nich nie przejął, raczej spodziewając się, że żaden z delikwentów nie doprowadzi go miejsca, którego szukał.
Przypatrywał się różnym jegomościom, trudniącymi się różnymi profesjami, lecz nie widział nikogo, kto specjalnie nawoływałby do roboty przy przeprowadzce bogacza do jakiejś willi, czy do pomocy przy organizacji nowego domostwa. Dlatego też podszedł do pierwszego lepszego obdartucha, po którym widać, że spędził tutaj niejedną godzinę i zapytał uprzejmie:
- Dobry panie, słyszał pan o pachołkach Dobrymącia?