Torstein przechadzał się po ulicach Nar Shartil. Jego kontrakt w Kompanii Handlowej Pancerny Wiewiór dobiegł niedawno końca, to też wikingowi nie zostało nic do roboty, prócz chlania. Ale nawet to ostatnio mu się znudziło. Dodatkowo pieniądze z kontraktu kończyły się. Przynajmniej nikt go nie zaczepiał. Ba, całą ulicę miał dla siebie.
Klimat miasta, z resztą całego Ishgaru był nie dla niego. Przywykł do chłodu Aw Dradar, z którego pochodził, bądź już nawet do Valfdeńskiego Hemis, które rzadko było tak mroźne. W czasie spaceru zaszedł do portu, w którym lubił wąchać morską bryzę, czasem patrzyć na statki, żagle i bandery. Jego uwagę przykuł jeden statek. Znał go. Znał też załogę. W dodatku wlazł na niego spory oddział orków. Torstein wzbił się w powietrze, po czym poleciał w stronę statku, na jego pokładzie też gładko, lekko wylądował. Obok krasnoluda, którego znał, no i maurena.
- Cześć Kaziu, heja Nawaar - przywitał się. - Co tam u was panowie?