Nazwa wyprawy: Przeprawa łowcy - Quibbit
Prowadzący wyprawę: Rowan
Wymagania do uczestnictwa w wyprawie: ukończenie zadania szkoleniowego u Respeva
Uczestnicy wyprawy: Quibbit
- A zatem żegnaj, do rychłego zobaczenia. - skinął głową w geście pożegnania z elfem, jak i z wilkorem, który mu towarzyszył. I tak nowy na valfdeńskiej ziemi turdnaszan, zaopatrzony jedynie w łuk i strzały, ruszył z główmego rynku w kierunku północnej bramy, gdzie stamtąd miał zamiar dostać się do tamtejszej puszczy. Jeszcze przed przybyciem na wyspę zdarzało mu się przebywać na odludnym terenie polegając tylko na sobie. Ale valfdeńskich puszcz nie znał - nie wiedział czego mógłby się tutaj spodziewać. Mimo krótkiego stażu, zdążył już podsłuchać kilka opowieści, plotek, rozmów na temat tutejszych terenów, bogate w najróżniejszą faunę i florę. Z tymi myślami przemierzał Efehidon - stolice tego wyspiarskiego państwa, przeciskając się przez tłumu ludzi, stragany najprzeróżniejszych przekupek chcących sprzedać po promocyjnej cenie swoje skóry, warzywa, narzędzia czy bronie. Quibbit natomiast wszystkie natarczywe oferty po prostu ignorował, a tych bardziej nalegających musiał stanowczo dać im do zrozumienia, że nie chce od nich żadnych towarów. Wkrótce Quibbit opuścił rynek, co łatwo można było wywnioskować z powodu mniejszego ruchu na ulicy, w porównaniu do tego w centrum miasta. Jeszcze kilka minut później znalazł się przy północnej bramie. Przy jednej z czterech - jak końce świata - wyjść z tego ogromnego megapolis. Zlustrował widokiem trzepoczące na wieżach niebiesko-żółte chorągwie królestwa Valfden, żołnierzy strzegących murów miasta z identycznymi barwami. Po krótkiej zadumie przeszedł przez bramę, przy której nikt nie zawracał mu głowy kontrolą, czy czymś podobnym. Ruszył szlakiem dalej na północ, przedzierając się tym razem przez dzielnice biedoty, która nie zdołała schować swego dobytku za murami miasta, które jakże sprawiały uczucie bezpieczeństwa, a zarazem spokoju. W końcu sam też sobie przypomniał, że mieszka wśród ludzi Podgrodzia w jakiejś na pół zniszczonej chacie. Rozglądając się po okolicy i zajmując się swoimi myślami, nie zauważył nawet jak dotarł do końca miasta,gdzie zabudowania stawały się coraz rzadziej. Turdnaszan nie zwalniając tempa ruszył traktem w kierunku puszczy, gdzie miał zamiar przetrwać zdając się tylko na swoje umiejętności i łuk.