Stał z zapartym tchem i oczekiwał na dogodny moment do oddania strzału. Czas dłużył mu się niemiłosiernie, a serce biło mu w klatce z podniecenia. Zacisnął mocniej palce na rękojeści pistoletu. 100... Kazmir wypalił kolejnego bełta. Na wrogim statku powstało zamieszanie. 50 metrów... Poszybował kolejny bełt a marynarz padł martwy. Nagle huk, Miranda wypaliła. Na moment zapadła głucha cisza, a po niej komenda do abordażu.
Ardenowski marynarz padł po celnym strzale prosto w czaszkę z pistoletu.
Dobył więc szable i z okrzykiem wskoczył na wrogi okręt. Dwójka, która pozostała, była całkowicie zdezorientowana. Dopadł do jednego i przebijając mu bebechy szablą, w szybki i brutalny sposób, odebrał mu życie.
Ostatni próbował go ratować, jednak próżne były jego trudy. Wdająch się w fechtunek z jaszczurem zapomniał o jednym, ogonie. Jednym, sprawnym ruchem powalił go na deski i przebijając klatkę piersiową szablą, zakończył jego żywot.
- Piękna robota! - uśmiechnął się na widok łatwo zajętego okrętu.