- W konie - odrzekł Marduk, po czym skierował się do Quinna. Sam wlazł zgrabnie na swego zaciężnego konia. - Ładuj się do wozu, Quinn. Nie ma co sterczeć w tym deszczu.
A gdy elf ubrał się i wlazł, pojechali. Droga trochę trwała, po mokrym trakcie nieprzyjemnie się jeździło, ale na szczęście wóz nigdzie nie utknął ani nie ugrzązł. Wieczorem, gdy dalej lało dostrzegli w oddali światła. Po przejechaniu jeszcze kilkuset metrów widzieli całkiem niedaleko jakowyś zajazd. Gdy się zbliżyli, dostrzec można było stajnię, oraz to, że sam zajazd był dosyć spory.
- Tu się zatrzymamy na noc - powiedział Marduk. Chwilę też potem zostawili konie i wóz w stajni i weszli do środka.
Karczma była duża, było też w niej dużo osób. Było głośno, a w powietrzu unosiła się mieszanina zapachów pieczonego jadła i alkoholu. Było też co ważne schludnie. Widząc zbrojną grupę, karczmarz sam do nich wyszedł.
- Dobry wieczór! Co dla państwa?
- Spore miejsce dla nas wszystkich, w miarę zaciszne, bez obcych uszu - powiedział Draven, stukając się delikatnie w wyryty na piersi symbol Bractwa Świtu. - Jadła i napitku niech nie zabraknie, to wam nie zabraknie srebra.
No i też szybko dano im kilka złączonych stołów umiejscowionych za kotarą. Stół uginał się niemal od przeróżnych dzików, kaczek, przepiórek, miodów, piw i win. Zajęli także miejsca.
- No więc, masz jakieś pytania, Quinnie?