Gascaden skinął głową na słowa zjawy, a następnie skupił się na nadchodzącym tłumie. Rozejrzał się dokładnie po wszystkich twarzach, które na niego patrzyły. Nabrał powietrza w płuca i odkrzyknął kapłanowi.
- Zaprawdę, spójrzcie ludzie! Drzazgę w oku bliźniego widzi, a belki w swoim oku nie dostrzega! Heretyk, to was tu przyprowadził. W ciemną noc nawiedzając cmentarz i spokój zmarłych zakłócać! Spójrzcie ludzie ile wśród was zepsutych do szpiku kości ludzi chodzi! Jaśka, fakt, zabiła brata sołtysa, lecz zrobiła to w swojej obronie! Człowiek ten brał tę kobietę siłą i przemocą, gwałcąc wielokroć! Biedna dziewczyna, zrozpaczona wreszcie nie wytrzymała i zabiła go szkłem z okna. Potem, niby dobrzy ludzie, to jest, sołtys, kapłan, i reszta grzesznej, oskarżycielskiej bandy, zamiotła sprawę pod dywan, zniewoliła Jaśkę, a potem każdy, raz z razem gwałtem ją brał! To nie Jaśka jest tu winna, a ci, którzy wami manipulują! Spójrzcie ludzie! Bogatego Mariana przekupili, by poparł ich sprawę, tak samo młynarza Władka, aby mieć pewność, że niesprawiedliwie skażą biedną kobietę, która przecierpiała katusze ze strony SWOICH! Tych, którzy mieszkali obok, tych którzy mówili kazania, to oni są winni!