Tunele zaprowadziły go szerokiej i długiej sali grobowej. Tam zaś z sarkofagów powychodziło łącznie tuzin żywych szkieletów. Były przynajmniej nieuzbrojone, co ułatwiało zabicie ich.
Draven dobył w drugą rękę młota. Żelazo wystarczyło przeciwko nim. Przelał zarówno w miecz, jak i młot moc Zartata, napełniając ją energią i blaskiem. Anioł wybrał też cele, po czym cisnął orężem, wpierw mieczem, po łuku od lewej, zaraz po tym młotem, po łuku po prawej. Świetliste smugi przecięły grobowiec, po czym wzmocniony boską mocą oręż starł się z wrogami. Miecz z czarnej rudy czysto i bez żadnych przeszkód odciął trzy czaszki, które spadły na ziemię, wraz z kupkami kości właścicieli. Młot z kolei zwyczajnie pokruszył czaszki trzech szkieletów na drobne kosteczki. Obie bronie wróciły do ręki właściciela.
Anioł schował przyjął bojową postawę, schowawszy miecz. Zebrał w sobie magiczną energię i skierował jej sporą dawkę w dłoń. Wybrał cel.
- Izeshar! - zainkantował. W jego dłoni pojawił się lśniący pocisk esencji. Najlepszy przyjaciel każdego paladyna. Draven cisnął nim w stronę kolejnego ze szkieletorów, który razem z resztą zaczął zmierzać w jego stronę. Trafił prosto w czaszkę, wypalając ją na popiół. - Izeshar! - powtórzył, obierając drugi cel. Kolejny pocisk i kolejna spopielona czaszka. Teraz przyszedł czas miecza. Draven ujął pewniej broń i ruszył na spotkanie nieumarłym.
Odciął przedramię, które skierowało się ku niemu, następnie rozciął jego właściciela na pół, a gdy korpus upadał - zdekapitował go. Przeszedł zgrabnie, pomimo zbroi, do drugiego. Ten rzucił się na niego chcąc go ugryźć. Draven zbliżył go do siebie telekinezą. Odrąbał mu czaszkę w locie. Zostały dwa, atakujące z flanki. Paladyn skupił się, wyciszył, przywołał kolejny dar Zartata. Wziął szeroki zamach mieczem, po czym zniknął. Jego ciało rozbiło się, by zmaterializować się tuż za jednym z nieumarłych. Odrąbał czyściutko czaszkę, po czym nie zaprzestał ofensywy. Dostąpił do ostatniego szkieletu, odrąbał mu dłoń, przed ramię a zaraz potem ramię drugiej ręki. Miał w dłoni jeszcze duży ładunek mocy magicznej. Starczyło na ostatnią sztuczkę. Anioł dotknął kościstego czoła szkieletora, po czym wypowiedział inkatancje, potężne słowa magii, któremu nieumarły nie mógł się oprzeć.
- Izeshar elosh arish ushar!
Moc zawarta w zaklęciu była zaprawdę potężna. Przez kości szkieletu przeszła moc Zartata, moc światła, dobra, a co najważniejsze - życia, największego wroga śmierci. Zaklęcie spodowało natychmiastową śmierć szkieletu, którego kości padły na ziemię.
Marduk rozglądnął się. Moc Zartata była zaprawdę wielka. W ledwie minutę, pozwoliła mu pokonać 12 nieumarłych. Nieuzbrojonych, ale jednak. Skrzydlaty wojownik Zartata podszedł do 13 sarkofagu, który nie otworzył się. Telekinetycznym impulsem pchnął płytę lekko płytę, tak aby lekko ją odsunąć. Chciał sprawdzić, czemu ten trup się nie obudził.