Gdy tylko Esmeralda dobiła do brzegu, pierwszy z wielką euforią opuścił okręt. Kipiał ze wściekłości, chciał już strącić kilka łbów ale nie miał ku temu żadnej sposobności. Dlaczego? A no dlatego, że wyspa świeciła pustkami. Wraz z załogą obydwu okrętów stanął na wybrukowanej uliczce i uważnie rozglądając się po przystani nie wierzył własnym oczom.
- Co jest kurwa? - wyrzucił z siebie. To nie miało tak się skończyć. Inaczej wyobrażał sobie dobicie do brzegu i obecność na tej miernej wysepce. Wszystko powoli waliło się mu na głowę.
Szybko postanowiono, że wejdą na pobliską górę gdzie znajduje się ich fort i przetrząsną obóz. Jak można się było domyślić, prowadził do niego most, o którym wspominał Siwobrody jeszcze na Garudze.
Wędrówka nie zajęła im długo. Po przekroczeniu skąpej palisady i zasieków obóz, jak i cała reszta wyspy, świeciła pustkami.
- To jest nie możliwe, gdzie są wszyscy? - mówił zdając się nie wierzyć własnym oczom. Czarne Kaptury stanęły zaraz przy wejściu do obozu. Nie mógł tak tego pozostawić. Zrobił kilka kroków i odwracając się w stronę żołnierzy wydał jasny rozkaz.
- Przetrząsnąć cały obóz, krok po kroku. Meldujcie mnie o wszystkim, co uda się wam znaleźć. Każda informacja jest na wagę złota. Interesują mnie tylko informacje o stanie ich armii, zrabowanych łupach z Certuzy i niewolnikach. Wszystko jasne? - mówił spoglądając na każdego z osobna. Jak nauczyciel na niesforne dzieci. - Jeśli tak, to odmaszerować.