Ork szarpnął lejcami i koń ruszył. Najpierw z lekkim trudem, ale potem już przeszedł do równego, spokojnego tempa. Kierowali się na północ.
- O, ciekawe, że o to pytasz. Większość najemników, bo niewolnictwo zniesiono, została kupionych na targu przez swych panów. Ja także jestem taką osobą, ale najpierw służyłem innemu aniołowi - Funerisowi Venatio. Evening była jego narzeczoną. Funeris podarował jej trochę ziem... i mnie, wyszkolonego w walce najemnika. Ziemie, na które teraz jedziemy, też dostała od niego. Właściwie dziewczyna dorobiła się innych gmin dopiero po wojnie. Wcześniej to on kupował jej najlepsze bronie czy zbroje. Ale co się dziwić, ładna jest, młoda, jej ciało nigdy się nie zestarzeje. Funeris jakiś czas po zerwaniu zaręczyn zniknął i jakoś ani widu, ani słychu. A dlaczego zerwali to nie wiem. Ona chyba nigdy go nie kochała. Lepiej dogaduje się z kimś innym i zawsze tak było.
Co do Eve zaś... Wymagająca kobieta. Chyba w Bractwie Świtu ta cała "dyscyplina" weszła jej w krew za bardzo. Safra i Narii, jej dwie pozostałe służki, muszą wstawać o wyznaczonej godzinie, wykonywać wszystkie obowiązki w domu i ogrodzie, a to kawał ziemi, wszystko musi być w najlepszym porządku. Bo choć Evening rzadko bywa w domu, to nigdy nie wiadomo kiedy wróci i jeśli zauważy, że coś jest nie tak... - tutaj się wzdrygnął na przywołane wspomnienia. Nie dokończył.
- Kiedy ja trafiłem do niej, to ona jeszcze nie była aniołem. Była jednym z wielu rekrutów Bractwa, a ja miałem ją chronić, gdy chodziła po mieście. Potem nauczyła się walczyć i ja już nie jestem jej właściwie potrzebny. Trochę czuję się bezużyteczny. Widzisz, co mi każe robić... Jeździć i doglądać jej ziem. A ja bym chciał walczyć na arenie, ćwiczyć się w boju, robić to, do czego jestem stworzony!