Mimo faktu, iż ciągłe spoglądanie raz na drzwi, raz na korytarz, mogło wyglądać z boku jak zajęcie mocno zajmujące umysł, który w tym czasie analizuje najpewniej każde możliwe zdarzenie, każdą niespodziankę mogącą mieć miejsce na tej niewielkiej przestrzeni i mogące zaskoczyć niczego niespodziewającą się maurenkę, to jednak rutyna wykonywania tej czynności, w którą Isabelle zdążyła już jakiś czas temu popaść skutecznie odcinała wszystkie złożone choć trochę bardziej myśli od zajmowania w tej chwili mózgu. Jedynymi słowami, jakie dałoby się wyczytać najprawdopodobniej z tak zablokowanego w tej chwili na niemalże wszystko umysłu maurenki, byłyby pewnie narzekania na to jak znacznie prościej byłoby siedzieć teraz w swoim domu, oraz jak dobrze byłoby znaleźć osobę od której to wszystko zaczęło się jeszcze kilka lat temu, gdy jej noga pierwszy raz stanęła na Valfdeńskiej ziemi. Wszystkie rozmyślania znikły jednak w jednak krótkiej chwili, gdy z wnętrza korytarza wydobył się jeden, cichy, ale niezwykle przyjaźnie brzmiący dźwięk. Wyrwana przezeń z rozmyślań Isabelle nie poznała jednak co za istota spośród tych jej znanych mogła wydobyć z siebie ten tak bardzo znajomy dla niej dźwięk. Powoli kierując więc swój wzrok w stronę korytarza, kobieta walczyła również z nieobecnym dotąd niepokojem, którego źródłem była najzwyklejsza w świecie nieświadomość tego co znajduje się poza jej wzrokiem. Spojrzenie w oczy strachowi nie sprawiło wcale, że niepokój ją opuścił... stało się coś zupełnie odwrotnego. Wyglądające jako jedyne rzeczy zza płachty mroku zakrywającej głębie korytarza, zielone ślepia zdawały się łapczywie pożerać stojącą pod ścianą kobietę. Działający w tej sytuacji instynkt obronny maurenki spowodował, że złapała ona w dłoń zabrany wcześniej od przeciwnika sztylet i skierowała jego ostrze w stronę czającego się w mroku oponenta... ten natomiast zdawał się śledzić każdy, nawet najdrobniejszy z ruchów wykonywanych przez rękę kobiety w której trzymała ona broń. Obserwacja broni nie trwała jednak długo, w trakcie jednej nagłej chwili, kryjąca się w mroku postać zdecydowała się ruszyć w końcu do przodu. Powoli i pewnie ruszając się w stronę maurenki, stworzenie zaczęło ukazywać również kontury swojej postaci, po kilku następnych krokach tajemnicza postać była już widoczna w całej swojej okazałości i z niemalże każdym szczegółem widocznym teraz nawet dla gołego oka. Gdy tylko dowiedziała się cóż za monstrum czaiło się w najmroczniejszych zakamarkach korytarza, Isabelle opuściła spokojnie rękę wraz z trzymanym przez nią sztyletem aż na wysokość kolan. W ten sposób przygarbiona, upuściła aż sztylet, który lądując szczęśliwie za jednym z boków obił się jeszcze kilka razy, by w końcu ułożyć się skierowany ostrzem w stronę swej od niedawna nowej właścicielki. Upadająca broń w łatwy sposób zyskała uwagę zielonookiego monstrum, które w jednej chwili rzuciło się atakując pazurami odbijające żółtawe światło ostrze sztyletu. Od patrzącej na całą tą walkę z góry Isabelle, dało się usłyszeć natomiast jedynie dość depresyjnym tonem wypowiadane słowa:
- Kot... kot...kot... Cały ten czas był to jedynie ten bury kot... - zaśmiała się jedynie kilka razy i zamilkła na dłuższą chwilę podczas której, jedynym dźwiękiem jaki przerywał ciszę, był ten generowany przez przesuwający się po podłodze sztylet. Kolejnym dźwiękiem który przerwał ciszę był dopiero głęboki wdech, mający najpewniej pomóc maurence w pogodzeniu się z faktem, że strach ma wielkie i zielone oczy.
Nie taki diabeł straszny... - powiedziała po kolejnej chwili, lecz zamiast znowu zamilknąć na wieki, tym razem spojrzała na kocura mającego najwyraźniej sporo zabawy z prób pokonania materii nieożywionej i sięgając po rzeczoną materię powiedziała - Nie sądzę by chciał dalej z panem walczyć panie kocie... co ty tak w ogóle robisz w tym miejscu maluchu? - Gdy kończyła wypowiedź, sztylet podniesiony był już z podłogi i kierował się na miejsce w którym znajdować się powinien... za pasek, druga jej ręka zbliżała się natomiast powolnym i delikatnym, ale nadal pewnym ruchem w stronę śledzącego nadal swojego przeciwnika zwierzęcia. Gdy spostrzegł się, że jest celem, kot uchylił się przed pierwszą próbą dotknięcia go, lecz po krótkiej chwili, w której to ręka Isabelle wisiała nieruchomo obok jego głowy, to on sam przybliżył on ją do otwartej dłoni kobiety i w najpewniej wyuczony przez praktykę sposób, zaczął się on do niej przymilać oczekując najpewniej swego rodzaju nagrody za wcześniejsze zwycięstwo Nie wykonując tego nadal w gwałtowny sposób, maurenka płynnie zjechała dłonią poniżej głowy zwierzęcia i zaczęła drapać je pod brodą, druga ręka, która wykonała już swoje zadanie schowania broni tam gdzie jej miejsce, została skierowana do tego, by łagodnym ruchem od głowy do ogona głaskać zwycięzcę. Poruszając drugą ręką wzdłuż jego ciała, co chwila maurenka mogła poczuć niewielkie, zagojone już rany, odniesione najpewniej podczas dawniej toczonych walk. Przynajmniej sierść je zakrywa - pomyślała znajdując kolejną zagojoną już dawno ranę oraz patrząc na niebywale wręcz puszystą jak na tak wojowniczego kota sierść. Unosząc jedną z jego łapek ku górze, zobaczyła małe i wyglądające charakterystycznie dla całego kociego gatunku poduszeczki. Kobieta chciała przyjrzeć się tym poduszkom bliżej, jednak zmęczony już najwyraźniej tym wszystkim kot wyrwał swoją łapkę z uścisku Isabelle i niedługo po tym zaczął ją lizać. Gdy maurenka zauważyła więc tę subtelną zmianę w zachowaniu zielonookiego przyjaciela, pogłaskała go ona ostatni raz po głowie i obolała już nieco od ciągłego schylania się, zaczęła się prostować.