Przyjął poczęstunek z uśmiechem, jednak nim zdążył czegokolwiek skosztować pojawił się złotnik, o którym opowiadał mu Podbipięta. Odłożył więc miseczkę z kawiorem na kawałek wolnego blatu i uścisnął właścicielowi dłoń.
- Witam - rzekł sympatycznym tonem. Zanim przeszedł do rzeczy, zamieszał otrzymany od służby trunek, powąchał go, po czym z gracją i wprawą godną eksperta upił niewielki łyczek, upajając się przez chwile jego walorami smakowymi.
- Wspaniałe! - rzucił radośnie, chcąc podbudować samoocenę jubilera. Nie, żeby się znał. Prawdę mówiąc, nie miał zielonego pojęcia o degustacji win. Może potrafiłby rozróżnić zalatujący siarką sikacz od drogiego, prestiżowego wina. To, którego skosztował sikaczem nie było. - No dobrze, przejdźmy do interesów. Pytanie jest dość nietypowe i, będąc szczerym, wstyd mi je zadawać w takim miejscu, lecz nie chcę prowadzić interesów z paserami z bazaru, a wiem, że do Pana mogę mieć pełne zaufanie! Widzi Pan - nachylił się lekko, jakby chciał powiedzieć coś wstydliwego - poznałem pewną kobietę. Piękna to dama, oj piękna, a jaki ma charakterek! Ahh... - Zrobił maślane oczy, uśmiechając się do siebie, jak gdyby owa piękność istniała naprawdę. Poczuł się trochę głupio, gdy w wyobraźni pojawił się jedynie wąsaty Longinus Podbipięta. - I widzi pan, panie Schmeiser, ów kobieta ma fioła, wręcz kompletnego bzika na punkcie bursztynów! Dziwna to rzecz, zaprawdę, lecz kobiet zrozumieć nikt jeszcze nie zdołał, a przecież samej najpiękniejszym klejnotem będąc, nie sposób ni brylantem ozdobić. Chciałbym zatem sprawić jej przyjemność. Nie chcę obrażać tak wspaniałego fachowca, lecz jeśli zapłaciłbym odpowiednią cenę, czy byłby pan w stanie wykonać dla mnie biżuterię wysadzaną bursztynami właśnie?