Nazwa wyprawy: Revarskie pieśni: Zapach jaśminu
Prowadzący wyprawę: Rikka Malkain, Narrator
Wymagania do uczestnictwa: zgoda prowadzącego, umiejętności walki bronią lub zakładanie pułapek
Uczestnicy: Gunses Cadacus, Progan, Rakbar Nasard, Nessa, Vulmer, Rikka Malkain, no i może kogoś jeszcze się doda
Wampirzyca była bardzo niespokojna. Na początku, gdy hrabia poprosił ją o pomoc w zorganizowaniu wyprawy, przyjęła to jak zwykłą pracę. Przecież była kiedyś podskarbim, z tego też powodu mniej lub bardziej znacząca szlachta czasem zwracała się do niej, gdy potrzebna była rada fachowca w kwestiach finansowych i administracyjnych. W tym przypadku też nie chodziło o nic nadzwyczajnego, nic trudnego. Zaplanować dokładną trasę i zebrać ludzi. Banał. Dopiero później okazało się, że rudowłosa ma jechać na Północ razem z drużyną. I to ją niepokoiło. Dobrze pamiętała ten niechlubny okres w swoim życiu, kiedy jako młode jeszcze stworzenie żyła w jaskini i była o krok od popadnięcia w obłęd. To już jednak przeszłość! Minęły całe late, a Rikka ucywilizowała się i znalazła swoje miejsce w społeczeństwie. Teraz prezentowała sobą zupełnie nowy rodzaj wampira. Krwiopijce miejskiego, któremu wyprawa w dzikie ostępy nie uśmiechała się szczególnie. Od polowania w puszczy, wolała raczej łowy pośród Efehidońskich posiadłości. Kiedy większość jej podobnych ukrywała się wśród górskich cieni, ona chodziła pośród ludzi. Zabójczyni była gotowa przyjąć każde, nawet najbardziej niebezpieczne i ryzykowne zlecenie. Walczyć z każdym człowiekiem. Na myśl o spotkaniu bestii z Revar ogarniało ją jednak coś więcej niż niepokój. Strach? Nie, tą myśl Rikka szybko odrzuciła. Jeśli jednak zbliżający się wielkimi krokami początek podróży budził w niej takie emocje, to dlaczego zgodziła się w tym uczestniczyć? Odpowiedź była prosta. Rikka chciała zobaczyć Fort Numenoru. O miejscu tym słyszała w dzieciństwie wiele opowieści, a jakaś dziwna siła od lat ciągnęła ją w tamtą stronę. Oczywiście, opierała się jak mogła. Spuścizna ojca nic dla niej przecież nie znaczyła, zaś poczucie braterstwa z innymi nieśmiertelnymi w ogóle nie istniało. Nigdy go nie czuła. Mimo tego wszystkiego, stara warownia bez ustanku wołała ją w mroki Północy. Nadszedł czas, by stawić czoła wszystkim lękom i zwalczyć wątpliwości.
Do świtu pozostały jeszcze jakieś dwie godziny. Rikka, jak przystało na organizatora, przybyła na miejsce spotkania jako pierwsza. Niedługo miał się zjawić hrabia Cadacus i pozostali. Wymarsz wraz ze wschodem słońca. Wampirzycy udało się zebrać kilku poszukiwaczy przygód, ale ciągle nie była pewna czy to wystarczy Gunsesowi do jego planów. Cóż... musi! Z resztą, gdyby wampir potrzebował armii zamiast drużyny złożonej z ochotników, to zwróciłby się do jakiejś grubej ryby z prośbą o pożyczenie kilku setek woja. Na pewno coś by wymyślił. Tymczasem, Rikka wciąż czekała nad placem przed północą bramą stolicy. Dokładnie, nad placem. Przykucnąwszy na jednym z gargulców będących ozdobą kamienicy nieopodal bramy, rudowłosa miała dobry widok na całą okolicę. Niestety, pora już była schodzić na dół. Rikka wyprostowała się zatem i skoczyła. Tak zwyczajnie. Upadek z kilku metrów nie wyrządził jej najmniejszej krzywdy. Już na bruku, poprawiła ułożenie katany na plecach i rozejrzała się dookoła. Chyba nie zwróciła niczyjej uwagi.