Akcja jak zwykle nie poszła w zamierzonym celu, aczkolwiek nie przeszkodziło to Mardukowi. Korzenie uderzyły go dość mocno, zachwiały nim, lecz nie wywróciły. Po podpaleniu nogi drzewca miał już zamiar siekać go po drugiej, gdy ten skoczył, kończąc szybko swój lot. Kiellon padł, na szczęście żył, Draven sam prawie upadł, a uratowało go od tego jedynie wsparcie się na dłoni, gdy nogi mu się rozjechały w prawie szpagacie. Co gorsza, inne korzenie zmierzały ku niemu. Odzyskał równowagę nader szybko i z piruetu ciął owe korzenie, po czym słuchając głosu anielicy pobiegł ku leżącemu drzewu. W czasie jego szarży, drzewiec ciskał w niego kolejny raz smukłe i ostre korzenie, co nie demotywowało Dravena. Rycerz zwyczajnie odskakiwał z ich trajektorii przecinał je od boku.
Będąc na około 5 mętrów od twarzy potwora, dobył do drugiej ręki sztylet i cisnął nim, trafiając w oko bestii, która mocno się targnęła z bólu, machając opętańczo korzeniami. Rycerz jednak rozciął te trzy, które strzeliły w jego stronę, wykonał piruet i wykorzystując energię zgromadzoną w obu dłoniach, chwycił oburącz szablę, celując jej sztychem między oczy drzewa i pchnął z całej siły. Ostrze wbiło się, lecz on nie zaprzestawał, wciskał ostrze jak tylko mógł, z całych sił, aż w końcu jedynym elementem broni która nie była w głowie drzewca, była rękojeść. Draven z całej siły pociągnął jeszcze w dół ostrze, rozcinając twarz drzewca. Wtedy dopiero wyciągnął ostrze, całe w wiórach, mając nadzieję że, drzewiec zdechł.