-Myślisz, że tkanka kryje w sobie jeszcze jakieś moce?- spytała i na chwilę zamilkła. Musiała przemyśleć to, co powiedział wampir. -Widmo powrotu demonów to niezbyt optymistyczna wizja po tym, jak cała ludność Valfden jeszcze świętuje ich pokonanie po wsze czasy, jak się większości wydaje. Myślę jednak, że nie możemy żyć w strachu przed czasem, kiedy pomioty z otchłani znów wypełzną. I masz rację, wszystko, co choć trochę kojarzy się z armią Meaneba, złą magią, demonami czy choćby ich cząstkami w cudzym ciele, będzie niszczone. Nawet Bractwo szykuje się do pewnych działań mających na celu wyniszczenie pewnych sekt, które kłębią się na południu. Kto wie czy nie jeszcze gdzieś. Nie wiem jednak czy ktokolwiek będzie na tyle odważny i głupi, by stawać do walki z bestiami, chcąc je zniszczyć. Szczerze powiem ci, że nie mam pojęcia, czy lud wie, że ich król sam jest posiadaczem demonicznego pierwiastka w sobie. Wszak dobrze maskuje swą... "przypadłość". To, co mogłoby się stać, gdyby to wyszło na jaw... Trudno sobie nawet wyobrazić- zmarszczyła brwi wpatrując się w niezmierzoną dal roztaczającą się wokół Fortu. Wzięła głęboki oddech, a zimne powietrze wdarło się do płuc kłując niby małe igiełki.
-Nie chce być częścią ich sojuszy. Nie czuję takiej potrzeby... To zwykły motłoch- odparła na wzmiankę o żrących szlachcicach na sali, nie przejmując się, czy owo określenie nie jest za mocne. -Prócz rycerzy z Bractwa oczywiście- zaśmiała się. -Wielu z nich nie wie jakim obciążeniem jest taki "dar". Wszyscy marzą o tym, by się wyróżniać, posiadać moce. Nie wiedzą z jaką wiąże się to odpowiedzialnością, bycie jednym z mutantów. Wiesz, Gunsesie, myślę, że masz rację. Potężniejsze istoty od zwykłych śmiertelników powinny trzymać się razem. Odwykliśmy od myślenia o sprawach doczesnych, jesteśmy stworzeni do większych rzeczy... Z wielką chęcią poprę cię w każdej twojej decyzji.