Gunses zauważył, że jemu po podziale przypada rozumna istota stojąca dokładnie pomiędzy nimi, a tajemniczym sarkofagiem. Kamieniem, będącym pieczęcią. Ăw istota prezentowała się dość znajomo. Był czymś w rodzaju połączenia demonicznego behemota i dracona. Jednakże cała zdawała się być tworem czystej natury... Jej kończyny i korpus były stworzone jak się zdawało z drewna. Wieńczące łeb rogi, łudząco wydawały się być porożem jelenia. Wielkie wyrostki na plecach, przypominające skrzydła, spływały niczym pędy wierzby płaczącej. Wiedział, że ku takiej istocie na nic zaklęcia z magii umysłu. Mimo, iż wydawała się ona istotą myślącą, zapewne nie miała takiego narządu, a cała jej świadomość była mieszaniną woli stwórcy, magii oraz instynktu.
Cadacus nie myślał o tym stojąc i patrząc. Ruszył do walki. Dzierżył w swoim ręku broń, z której umiał zrobić pożytek. Wykuty według starych schematów miecz wieszczego, stworzony był po to, by zabijać. Prosty miecz wykonany z dwóch minerałów. Ostrze obustronne, cienkie, podwójnie utwardzanie. Materiał poddany wyżarzaniu i szybkiemu hartowaniu uzyskał zdumiewającą wytrzymałość i ostrość przy zachowaniu lekkości i cienkości. Na ostrzu wygrawerowane znaki: "Vaaielset'zcet'zy cetiel dazoipardaznoiel i setpeltesar. Oibereltesnoiel geleoivaakerel, rearcet'zeltesar. Poiker'eoi' noar kerarvaa'rlekeri, noar oiker'euset'zkeri. Noeil zetoiset'esarnoiel noicet zet tesvaaelj dazuset'zkeri. Vaaielset'zcet'zy cetiel zetjel. Cetarle'lgeoi cetiel zetjel.". Rękojeść wytworzona jako dopasowana do konkretnej dłoni, dobrze się trzyma, pozwalając dzięki swej długości na duże wygięci przegubów. Miecz został wykuty w niegasnącym ogniu wielkiego Efehidionu przez Nieumarłego dla niego samego. Miecz ten jest okrytym tajemnicą i groźbą mieczem wieszczych, wędrownych pogromców potworów i straszydeł, których warownia przed laty znajdowała się pośród niedostępnych gór hrabstwa Revar. Nieumarły go stworzył i tylko Nieumarły mógł być jego panem.
Skoczył do istoty, której nigdzie indziej nie było, która była jedyna. Zwinne wykonał przewrót unikając wielkich, sękatych łap tajemniczego bytu. Odbił się od podestu, na którym stał sarkofag i uderzył. Mocno. Z lewej do prawej, od dołu do góry. Miecz ciągnięty w górę nabrał prędkości, ciął bezlitośnie stojącą tyłem istotę. Od szczytu lewego uda, poprzez całe krzyże i na wysokości łopatki kończąc. W powietrze pofrunęły kawałki kory i wierzbowych witek. Siła ciosu przeniosła miecz wysoko nad ramię wampira, jednak okrzyknięty Niszczycielem nie dał się zachwiać swej własnej broni. Oręż w jego rękach był przedłużeniem samej śmierci. Szybko zmienił kąt trzymania rąk, pociągnął miecz lekko w dół ustawiając go po swojej prawej stronie, równolegle do poziomu gruntu i ciął silnym skrętem bioder. Miecz rozpruł powietrze i niczym kosa uderzył w lędźwie. Wykorzystując pęd uderzenia, Cadacus dał porwać się i wykonując piruet odskoczył na bezpieczną odległość 10 metrów.