Bitwa trwała pełną parą. Było to widać, czuć i słyszeć. Ponura kostucha - śmierć miała pełne ręce roboty. Co chwilę zgarniała kogoś kosą. Zapewne podobało to się jej, wszak co innego mogła ta kostucha robić? Prawda była jednak taka, że kostuchą był tu każdy, nawet rycerz Zartata Marduke.
On to teraz właśnie przyjął na płaz swego miecza, wiernego, srebrnego - inkwizytorem zwanym, klinge siepacza. Przez chwilę się tak mocowali. Rycerz, który swą siłę zawdzięczał treningówi i Zartatowi oraz mutant, plugawiec który ma ją przez nikczemność czyjąś. Wygrał rycerz Zartata, odpychając od siebie siepacza. Na nieszczęście abominacji, rycerz nie bał się grać nieczysto. Siepacz dostał po twarzy tarczą. Uderzenie zwaliło go z nóg, próbował się jeszcze zerwać na nogi, jednak Marduke przebił jego klatkę piersiową swym mieczem.
Nim mógł wyciągnąć broń z trupa, natarł na niego. Rycerz przyjął cios jaszczurzego miecza na swą tarczę, po czym dobył młota. Nim zaś pchnął jaszczura w brzuch. Zdezorientowany przeciwnik dostał po chwili cios w szczękę, który do reszty wybił go z rytmu. Zaś uderzenie w głowę od góry dobił jaszczura. Rycerz schował młot i z trupa siepacza dobył miecz. Przygotował się na kolejnych wrogów.
Jeden Siepacz i jaszczurzy wojownik mniej.