Karczmarz odłożył kuszę na ladę.
- Aaaa, Bękarty. A mówiłem Woriemu, idź po straż i po Bękarty. Jedni będą chcieć zapłaty a inni zabiorą się za to po wojnie.
Postawił przed tobą kufel i nalał ci piwa.
- Ech, przyszli tutaj urzędnicy państwowi, kazali się zbierać moim ludziom, bo wojna i w kamasze trzeba za ojczyznę. No to mi zostawili jedynie kulawego Woria, co jeszcze nie ma kciuka. I tak zostałem bez ochrony, z jednym parobkiem i dwoma kobietami do roboty. Potem zaczęli się zjeżdżać ze stolicy, że tutaj z dala od miasta i bezpiecznie. A co mnie robić, nie mogę ich wyrzucić. I tak mam pokoje zapełnione kobietami i dziećmi. Aż tu się zjawili tacy, co mówili, że zapewnią nam ochronę. W zamian chcą zapasów. I za pierwszym razem pół spiżarki mi wynieśli i najdroższe zastawy. A jak kto protestował to lali po ryju. Nawet Yadikę, moją starą kucharkę uderzyli. Potem przychodzili a to po beczkę piwa, a to po świeże mięso, a to zbierali opłaty od gości. No to posłałem Woria do miasta, żeby kogoś mi sprowadził. I zjawiasz się ty.