Rycerz sprawnie przerzucił nogę przez konia i wylądował na ziemi, klepiąc jednocześnie zwierze po zadzie, by pobiegło. Zębacze szarżowały, ale on nie trzymał w rękach nawet broni. Wiedział że będą chciały go otoczyć. Na wysokości pasa ułożył ręce tak jakby trzymał niewidzialną kulę, po czym jakby ją pchnął. W rzeczywistości cisnął niewidzialny, mortokinetyczny pocisk wycelowany w zębacza będącego najbardziej po lewej. Pocisk niewidzialnej energii uderzył go w pierś. Połamał i pogruchotał żebra których fragmenty powbijały się w serce i płuca, a także go powalił. Gad spędzał ostatnie chwile krztusząc się własną krwią. Zostały jednak trzy. Były już blisko. 10 metrów. Marduke chwycił mortokinezą tego który stał się najbardziej wysuniętym na lewo i tego po prawej i odrzucił je na bok, tak ze wyryły w ziemi długie ogony. To dało mu chwilę na zajęcie się tym kolejnym. A był już bardzo blisko. Miał już skoczyć, gdy nagle Rycerz chwycił go mortokinezą i zacisnął pięść, po czym kark gada skręcił się o prawie 180 stopni, zabijając go na miejscu. Przygotował się na natarcie tamtych dwóch.