Na rynku jak można było się domyślić były stragany. Bardzo dużo przeróżnych straganów. Można było tu odnaleźć prawie wszystko o czym tylko mógł człowiek zamarzyć, jednak cena za to zazwyczaj była bardzo wysoka. Harmider i duchota sprawiały, że było w tym miejscu całkiem ciepło, pomimo że zbliżało się koniec Hemis.
- Gacie, czyste, ładne gacie, sprzedam, bo są po tacie!
- Jabłka, gruszki, pomarańcze! Kupcie, kupcie to zatańczę!
- Grabie, widły i łopaty, na nie wszystkie mam rabaty!
W hałasie dało się wyróżnić głośniejsze pojedyńcze zdania, jednak wszelkie rozmowy między sprzedawcami, a klientami raczej były niemożliwe do podsłuchu. Poza tym ta cała rynkowa wrzawa powodowała nieprzyjemne uczucie bólu w uszach, więc przysłuchiwanie się tu czemuś raczej nigdy nie mogłoby być ciekawą rozrywką. Odbiegając od tego tematu z rynku spokojnie można było dostrzec ten budynek ze strzelistą w górę wieżą z napisem nad drzwiami "ratusz". Przy przymkniętych drzwiach nie było żywej duszy, lecz może była to wina tego wszechobecnego hałasu.