Krasnolud wraz z orkami dobrze się bawił rozmawiając, pijąc i przyglądając się jak grają w karty. Sam nie potrafił grać w pokera więc nawet się za to nie zabierał bo tylko przetraciłby cały majątek. Hazard wciąga i uzależnia więc jest to swego rodzaju używka których krasnolud starał się unikać jak ognia. No tak, fajke zapalił ale to był chyba może 3 taki jego przypadek w życiu. Tak gdzieś w połowie spotkania, gdy jeden z orków już nie miał grzywien, zieloni i krasnolud zajęli się już tylko głównie piciem. Procenty wlewały się w nich w bardzo dużej ilości a oni sami miękli pod ich napływem. Najtwardszą głowe oczywiście miał długobrody lecz orki też nieźle się trzymali. Po obaleniu 2 flaszek wódki i po jednej miodu na głowe cała trójka była już bardzo wesoła. Wesoła lecz nie mocno pijana. Zieloni zabierali się za 2 pozostałe flaszki miodu pitnego zaś krasnolud oparł głowe na ramieniu, rozmyślał. Gdy zrobiło mu sie niewygodnie na stołku, poprawiając sie odruchowo ruszył nogą do przodu. Kopnął o coś metalicznego i nagle usłyszał ciche pomiałkiwania. Zdziwił się mocno więc zapytał.
- Co jest w tej klatce?- Mały Irbis... Znaleźliśmy go w górach zmarzniętego i wychudzonego, chyba się zgubił. Jesteś krasnoludem, ty siedzisz w górach, chcesz go wziąć? - zapytał jeden z orków, ten bardziej trzeźwy.
Krasnolud przypomniał sobie o Evening i tym że nie dawno zginął jej psiak Edgar. Postanowił zabrać tego kota i jej ofiarować.
- Tak, zaopiekuje się nim. Ile? - rzekł spokojnie.
- To sie nie krępuj! Jakie ile? Chłopie, za takie towarzystwo i tyle alko to nawet nie pytaj. Och kurwa jaka dobra ta wódka! - rzekł wypijając kolejnego kielicha.
- Musze ci przyznać racje. - mężczyzna wypił kieliszek zimnej wódki, skrzywił się i przysunął klatke z Irbisem bliżej swego taru.
Po zwymiotowaniu, Armin czuła się wręcz fatalnie. Była wycieńczona podróżą, mrozami, nieprzespaną nocą i do tego dochodził jeszcze ten fekaliox w herbacie. Ktoś się znał na tym jak odwieść innych od wtrącania nosa w nie swoje sprawy. Kobieta biegła przed siebie potykając się o własne nogi i wymiotując co kilka metrów. Prawie że wycieńczona dotarła do karczmy gdzie po przekroczeniu drzwi o dziwo zemdlała. Leżała więc na podłodze blada jak ściana a wszyscy zgromadzeni przyglądali się jej.
Silion słysząc słaby, wręcz widmowy głos swojej ukochanej, wystraszony odruchowo odwrócił głowę w tył by na nią spojrzeć. Zobaczył że kobieta leci jak długa na twarz na podłogę. Zerwał się szybko z krzesła przetrącając ze stołu butelkę wódy. Teraz najważniejsze było zdrowie maurenki, musiał reagować jak najszybciej gdyż nie wiedział co jej się stało i dlaczego zemdlała. Podbiegł do ukochanej i przewrócił ją na plecy, podniósł do góry jej nogi i podłożył pod nie krzesło by krew szybciej spłynęła do głowy. Cały czas był czujny, uklękł obok głowy Armin i zaczął ją cudzić klepiąc delikatnie po policzku oraz potrząsając jej ciałem.
- Armin! Halo... Budzimy sie, popatrz na mnie. Co ci się stało? Ktoś cie otruł tak? - mówił powoli i wyraźnie. Wyjął jedyną odtrutke jaką miał i klęczał z nią nad ciałem kobiety.
- Jeśli ktoś cie struł to wypij to antidotum, pozwolisz że ci je podam?. - starał się nawiązać jakikolwiek kontakt z omdloną kobietą.
//Silion znajduje: Szczenie Irbisa