Zgodnie z przypuszczeniami spał w swojej małej izdebce przytulony do ciepłej poduszki. Energiczne pukanie w ścianę pomieszczenia szybko postawiło go na nogi. Yarrin nie miał mu za złe, że spał, w końcu był środek nocy. Nowi goście rzadko się zjawiają o tej porze.
- Konia trzeba do stajni odprowadzić i wóz postawić - wyjaśnił lekko podchmielonemu parobkowi. Był to człowiek średniego wieku i słusznej postury przypominającej beczkę.
- Ech, nigdy nie dacie się porządnemu człowiekowi wyspać... - zaczął marudzić idąc za Yarrinem w stronę wozu. Sprawnie poradził sobie z uprzężą i zaprowadził kobyłę na swoje miejsce. Po chwili wrócił i pomógł ustawić wóz tuż przy stajni, przodem do wyjścia z terenu karczmy.
- Powiedzcie właścicielowi o wozie i koniu, żeby wam naliczył - nadmienił stajenny, po czym oddalił się w stronę stajni. Kupiec z kolei zdążył zniknąć w karczmie.
Yarrin został sam na niezbyt przyjemnym wietrze. Nie spieszyło mu się jeszcze do spania, dlatego oparł się o wóz i zaczął obserwować okolicę. Z zazdrością patrzył na światło dochodzące ze środka karczmy. Czasem ze środka dało się słyszeć pijackie śmiechy. Na piętrze w jednym z pokoi rozbłysło światełko, zapewne Karl się tam ulokował.
Po pewnym czasie drzwi od gospody otworzyły się, a w świetle latarni ujawnił się mężczyzna w skórzanej zbroi i buzdyganem przy pasie. Zaniepokojony młodzieniec odruchowo położył dłoń na rękojeści miecza, ale szybko się uspokoił widząc, że ów człowiek nie przyszedł tu w wrogich zamiarach. Musiał to być jeden z ochroniarzy, najpewniej właściciel zapewnia każdemu klientowi ochronę jego własności. Innej opcji Yarrin nie widział, bowiem nie posądzałby Karla o opłacenie ochrony wozu. Wykidajło stanął niczym posąg na rogu karczmy i nie wiedzieć czemu zaczął wpatrywać się w wóz, jakby zaraz miał odlecieć. Godzina, dwie i pójdzie sprawdzić czy go w schowku nie ma. Już ja takich znam - podsumował.
Przyszły najemnik wyrwał się z rozmyślań i powędrował do izby stajennego, który zasnął ponownie. Poszedł tam nie bez powodu, bowiem potrzebował czegoś miękkiego do rozłożenia na wozie. Wszedł ostrożnie, zabrał spod stolika koc, który już wcześniej zauważył i wrócił z powrotem. W środku wozu pośród skrzyń znalazł jakieś okrycie, być może przeciwdeszczowe.Zdjął miecz z pasu i schował go pomiędzy towarami tak, żeby w razie czego mógł go szybko dobyć. Ułożył się w miarę wygodnie z przodu, gdzie było wystarczająco wolnego miejsca. Zapatrzył się jeszcze w niebo, próbując określić jakie są szanse na deszcz. Nie powinno padać - wywnioskował i po paru minutach zasnął.
Obudził się rano, zapewne koło 10. Strażnik dalej stał, ale teraz był inny. Po stajni krzątał się parobek sprzątając gnój po koniach. Yarrin wyskoczył z wozu i nie czekając na kupca zawołał stajennego informując go, że niedługo wyjeżdżają. Ten ociągając się wyprowadził po pewnym czasie oporządzoną kobyłę i nie spiesząc się zaczął zakładać uprzęż. Kiedy zauważył swój koc leżący na wozie spojrzał złowrogo na młodzieńca, który na to złośliwie się uśmiechnął. Po chwili koń był gotowy do wyjazdu. Parobek ze złością zabrał swoją należność z wozu i bez słowa zniknął w stajni.
Po kilkunastu minutach oczekiwania pojawił się w końcu sam Karl. Wydał swojemu najemnikowi parę niemiłych komend, a po chwili wóz ruszył z miejsca. Wyjechali z zajazdu i ruszyli w dalszą drogę do Metr.