Melkiora i Themo całkiem szybko zaczepił jakiś strażnik miejski, który w towarzystwie kolegi przemierzał uliczki dzielnicy portowej. Bękarty przeszli ze dwie, może trzy ulice, gdy wyłonili się stróżowie prawa. Jeden z nich trzymał w ręku obitą żelazem pałkę, którą zatrzymał przechodniów. Wskazał Melkiora.
- Co mu się stało? - spytał. Rana była świeża, przez opatrunek sączyła się przecież krew, elf był słaby i bolało go jak cholera. Tego się nie dało ukryć. Miecz elfa był pokryty drobinkami krwi, tak samo jak rękawy kaftana i dłonie Themo. Ten drugi strażnik stanął nieco z boku, żeby oflankować człowieka. Tak na wszelki wypadek.