Dziękuje... - powiedział otrzymując podarek od nieznajomego, który potem bez pożegnania się oddalił.
Ork podrapał się po głowie i bacznie obserwował paczuszkę, którą aktualnie trzymał w swoich wielkich zielonych łapskach. Potrząsnął... raz, dwa i nic. Nie wybuchło, więc chyba było całkiem bezpieczne. Zamierzał przyjrzeć się temu bliżej kiedy indziej.
Ruszył dalej drogą, omijając wielkie pobojowisko, rozwalony wóz i wielką plamę krwi, która wnikała już w ziemię. Było to pojedyncze wydarzenie, do którego nie miał zamiaru już wracać. Próbował porzucić ten widok zła i niesprawiedliwości ze swojej głowy, ale raczej odnosiło to marny skutek. Kilka chwil wcześniej i może zdołałby coś temu zaradzić. Bijąc się z myślami jego wielkie nogi przemierzały wąską drogę, która wiodła go ku celu.