Przeszli za niewielką obórkę. W środku zazwyczaj znajdowało się kilka prosiaków i jedna krówka, zaraz obok stał kurnik, w którym były, tutaj zaskoczenie, kury. W niewielkiej odległości od budynków gospodarczych, kilkunastu góra metrów, znajdowało się niewielkie bajorko, od którego waliło tak, jak od pijanego krasnoluda. Czyli waliło mocno, chociaż nie alkoholem, a wszelkimi zwierzęcymi odchodami i odpadkami, zbutwiałymi roślinami i po prostu śmieciami. Gdzieś tam dalej już zaczynały się jakieś łąki, rosły pojedyncze drzewa i w oddali majaczyło wielkie miasto Efehidon.
- No to tutaj - powiedział. Widać, że nie był zbyt wymowny. - Do kur się dobiera, prosiaka ostatnio zarżnęło. I zawsze w gnojówce się kąpie, nocą, kiedy wszyscy śpią, to i nie widzimy. Ucieka, potem wraca, znowu ucieka. - No i właśnie.