Billy odszedł, uprzednio go nawet nie rozpoznając. Ucieszył się z Tego, jeden problem póki co miał z głowy. Teraz jednak nadchodził patrol strażników. Dziesięć sztuk!
Nie miał wiele czasu. Jego nadzieją były okna, może i delikatnie ośnieżone, ale otwarte. Wiedział to, widział. Gdy był pewny, że nie ma żadnej przeszkody, z gracją podkradł się do okna, gdzie delikatnie podskoczył i chwycił się parapetu. Wejście do budynku, choć nie znajdowało się wysoko, była ośnieżona. Dlatego poczuł on przyjemne zimno pod palcami, gdy śnieg dotknął skóry. Pchnął okno.