Ofiarą okazała się młoda dziewczyna, której suknia zajęła się już od wszechobecnego ognia. Zaczynała się po prostu palić... Nie mogła znaleźć wyjścia z domu, a znajdowała się na prawo od wejścia, jednak straciła orientację wśród duszącego dymu. Ze stropu spadały iskry i drewno z belek. Było bardzo niebezpiecznie.
Gdy kobieta usłyszała, że ktoś zmierza jej z pomocą, zaczęła nawoływać jeszcze głośniej
- Tu jestem!! Pomocy!... Proszę, szybciej... tak bardzo parzy!- jej krzyk mieszał się ze szlochem. A gdy Regash odnalazł poparzoną, ale na szczęście żywą kobietę... jedna z drewnianych kolumn osunęła się dwójkę ludzi znajdujących się w płonącym domu. Drewno przygniotło mężczyznę, który nie miał większych szans, by się wydostać. Nic już nie widział przez dym, jego oczy łzawiły, skóra nieznośnie piekła, gorąco wdzierało się do płuc przynosząc śmierć w płomieniach...
Kobieta wydostała się na zewnątrz. Nie widząc ze sobą swego wybawiciela, zaczęła wołać o pomoc, błagała choć o wiadro wody.
Regash obudził się nagle, szeroko otwierając oczy i łapczywie zaciągając się chłodnym powietrzem poranka.